Biłgorajscy samorządowcy mają nie lada orzech do zgryzienia. Bo nowe skrzydło miejscowego szpitala stoi na prywatnej działce. Starostwo próbowało udowodnić swoje racje w sądzie. Bez skutku.
Pan Józef jest emerytowanym radcą prawnym. O historii sporu o przyszpitalny grunt może opowiadać długo. Bo wszystko zaczęło się jeszcze w latach 50. ub. wieku.
Ówczesne władze chciały rozbudowywać szpital i odebrać rodzinie Łabów grunt. To się nie udało.
– Działka została przy nas. Niestety, tylko na papierze… – tłumaczy pan Józef.
Mężczyzna już w latach 90. domagał się zwrotu gruntu. Stanęło na tym, że co roku wypłacano jego rodzinie 15 tys. zł odszkodowania. Ale tylko do czasu. Przez ostatnie trzy lata nie dostał ani złotówki.
– Urzędnicy wymyślili, że grunt został… zasiedzony. Sprawa trafiła do sądu. I co? Przegrali w dwóch instancjach. W marcu Sąd Okręgowy w Zamościu oczywiście nie uznał zasiedzenia – relacjonuje biłgorajanin.
Co na to szpital? – Ta sprawa musi być załatwiona między tym panem a urzędnikami starostwa – zastrzega Marian Zacharczuk, rzecznik szpitala w Biłgoraju. – My nie możemy nic zrobić. Zresztą nie znamy nawet szczegółów tego sporu.
Zadzwoniliśmy w piątek do starosty biłgorajskiego. Nie chciał rozmawiać.
– Nie wiem kto pan jest i czego chce – uciął starosta Marek Onyszkiewicz. – Nie mam pewności, że ten telefon naprawdę pochodzi z redakcji.
Zaproponowaliśmy, żeby starosta nas sprawdził. Podaliśmy mu redakcyjny telefon. Starosta obiecał, że zaraz oddzwoni. Ale zamiast niego skontaktowała się z nami rzeczniczka starostwa.
Poprosiła o przesłanie pytań mailem. Wysłaliśmy. Do wczoraj odpowiedzi nie było.
– Ten grunt był współwłasnością tej rodziny i Skarbu Państwa – mówi tymczasem nieoficjalnie jeden z biłgorajskich urzędników. – Rozstrzygnięcie sądu nie jest prawomocne. Starostwo będzie starać się o kasację tego wyroku.