Tyszowce. Mieszkaniec podkrakowskich Babic złożył doniesienie do prokuratury.
- Zostałem skrzywdzony - żali się zrozpaczony Zbigniew Dąbek. - Chodzi przecież o jakąś sprawiedliwość i pamięć mojej matki.
O sprawie pisaliśmy na początku sierpnia. Matka Zbigniewa Dąbka od 2003 r. była pensjonariuszką DPS w Tyszowcach. Cierpiała m.in. na niedokrwienie serca. Po podaniu zastrzyku przepisanego przez lekarza (gentamecyny) kobieta zasłabła i zmarła. Pielęgniarki stwierdziły jej zgon. Było to 7 lutego 2006 r. Dąbek pojawił się w DPS następnego dnia. Mężczyzna twierdzi, że kobieta już w dwie godziny po swojej śmierci została przebrana i włożona do lodówki. Ma wątpliwości czy pielęgniarki miały uprawnienia do uznania jej za zmarłą - A co jeśli moja mama była w stanie śmierci klinicznej? - pyta.
Dąbek zawiadomił o swoich wątpliwościach tomaszowską Prokuraturę Rejonową oraz m.in. Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Pielęgniarek i Położnych w Zamościu. - Złożyłem doniesienie, bo uważałem, że w DPS narażono życie mojej matki - żali się Dąbek. - Skarżyłem się na to, że pielęgniarki naruszyły procedury. Te fakty się według mnie nie łączą. Prokuratura uważa inaczej i umorzyła sprawę. Rzecznik pielęgniarek też nie dopatrzył się nic niewłaściwego. Będą jednak nadal walczyć. Sprawa trafi do prokuratury okręgowej i gdzie się tylko da.
Pracownicy DPS w Tyszowcach nie mają sobie nic do zarzucenia. - Żadnych przepisów nie naruszyliśmy - mówi Grażyna Kuc, wicedyrektor tej placówki. - Nasi pracownicy mają też niezbędne uprawnienia.