W niedzielę Stefan Szmidt już po raz kolejny dyrygował ponad setką aktorów na scenie, którą był cały Biłgoraj
W XIX wieku ich wozy docierały do Niemiec, Skandynawii i odległych zakątków Imperium Rosyjskiego. Sit z końskiego włosia i bitych traktów, po których jechali, nie ma już dawno. Za to tłumy witające sitarzy wracających z dalekich krain są może nawet liczniejsze.
Wprawdzie ani ona, ani inni uczestnicy plenerowego widowiska tradycyjnie zwanego "Radosne” nie wieźli ze sobą kosztowności z dalekich krain, ale i tak mieszkańcy Biłgoraja witali ich entuzjastycznie. - To jest stara tradycja, część tożsamości naszego miasta, cieszymy się, że jest kontynuowana - powiedział nam Tomasz Paluch, który podobnie jak tysiące jego ziomków przeszedł za kawalkadą sitarskich wozów spod figury św. Jana aż pod Biłgorajskie Centrum Kultury, gdzie zaczęła się właściwa część widowiska.
Atrakcji było co nie miara od straganów z domowej roboty masłem, pijawkami i świętymi obrazkami, po ludowe występy na drewnianej, rzecz jasna, scenie. Zabawa trwała do wieczora. Następna za rok. (ema)