Winda to nie miejsce do wyżywania się i sztubackich żartów. Gromady rozbawionych nastolatków tego nie rozumieją.
- Wandale to prawdziwa plaga zamojskich wind - mówi Jacek Bednarz, p.o. kierownik zamojskiego oddziału spółki ThyssenKrup Elevator, serwisu dźwigowego w Zamościu. - Niszczą wszystko, co się tylko da. Podpalają plastikowe przyciski, tłuką lustra, wyrywają obicia i bazgrzą po ścianach. Nawet 80 proc. naszych wyjazdów na tzw. awarie to ich wątpliwa zasługa.
W ub. roku serwis odebrał ponad 1 tys. takich zgłoszeń. Grubo ponad połowa to był efekt wandalizmu. To sprawa przykra, ale... nie najgroźniejsza. Zamojska młodzież urządza sobie ostatnio w windach niebezpieczne wygłupy.
- Kilka dni temu dostaliśmy zgłoszenie, że w jednej z wind jest uwięziona dziewczyna - wspomina jeden z techników serwisu. - Paru młodzieńców otworzyło drzwi do szybu na parterze, pogrzebało w instalacji i uwięziło windę między piętrami. To był taki podryw, bo krzyczeli do przestraszonej dziewczyny: I co, jak ci tam! Uwolniliśmy ją. Jak otworzyli drzwi do szybu? Są na to sposoby. Nie chcę jednak o nich mówić, bo jeszcze komuś przyjdzie do głowy je wypróbować.
Strachu najadła się także kobieta, która trzy tygodnie temu została uwięziona w windzie wieżowca przy ul. Wyszyńskiego 36 w Zamościu. Przesiedziała między 3 i 4 piętrem ponad godzinę. Przykłady takich zabaw można mnożyć. Wandale wychodzą także na dachy wind. Podczas ubiegłorocznych Zaduszek urządzili w jednym z zamojskich wieżowców prawdziwą iluminację. Na windzie zapalili znicze i świece. Po co? Nie wiadomo.
- Takie zabawy są bardzo niebezpieczne - mówi Jacek Bednarz. - Młodzieńcy mogą zostać porażeni prądem, zaplątać się w liny czy wpaść pod odważniki wędrujące w dół, gdy winda jedzie w górę... Trudno jest te windy upilnować. Tylko w SM im. Łukasińskiego jest ich ponad 50.
Co mamy robić, gdy zobaczymy przy windach podejrzanie zachowujących się nastolatków? - Trzeba dzwonić na policję i do spółdzielni mieszkaniowej - radzi Bednarz. - To zadanie dla mieszkańców takich bloków.
Problem w tym, że mieszkańcy nie chcą tego robić. - Wszyscy domyślają się, kto dewastuje i bawi się windami - mówi 60-letnia mieszkanka wieżowca przy ul. Zamoyskiego. - Tyle że strach z tymi młodocianymi wandalami zadrzeć. Jednego złapią, drugi będzie cię prześladował. Taka jest prawda. Już i tak strach wyścibić nos z mieszkania.