– Nic nie słyszałam. Zmarli pewnie we śnie. Dopiero rano, jak ich znajomy podniósł alarm, dowiedziałam się, że oboje nie żyją – opowiada pani Halina, najbliższa sąsiadka.
Pożar wybuchł nad ranem w niedzielę. Od kuchenki elektrycznej, którą małżeństwo dogrzewało mieszkanie, zajęła się kołdra. Ogień rozprzestrzenił się na drewnianą podłogę.
– Można się było spodziewać, że prędzej czy później dojdzie do tragedii. Blok jest bardzo stary i nie ma c.o. Mamy tylko piece węglowe. O wypadek nietrudno – mówią mieszkańcy.