Rozmowa z Januszem Szatkowskim, kandydatem na prezydenta Zamościa
- Dobrym człowiekiem. Otwartym na współpracę ze wszystkimi, wykształconym, z dużym doświadczeniem zawodowym. Takim, któremu sprawy ludzi są bliskie, który zawsze stawia je na pierwszym miejscu.
• To wystarczy, żeby konkurować z Marią Gmyz, byłą przewodniczącą Rady Miasta, Andrzejem Lubczykiem, byłym wiceprezydentem i Marcinem Zamoyskim, obecnym prezydentem miasta, potomkiem założyciela Zamościa?
- Pan Marcin Zamoyski został do tego miasta przywieziony w 1990 roku w teczce.
• Co pan ma na myśli?
- Wiem o czym mówię, bo te 16 lat temu jako sekretarz miejskiej komisji wyborczej przygotowywałem wybory. Poszukiwano wtedy na prezydenta człowieka z dobrym nazwiskiem. Padła propozycja, że to może być Zamoyski. On dopiero wtedy pojawił się w Zamościu, wtedy zaczął tu pracować.
• A pan jest stąd?
- Urodziłem się w Tomaszowie Lubelskim, ale całe swoje życie spędziłem w Zamościu. Stąd pochodzi moja matka. I całe życie dla tego miasta pracowałem, udzielając się nie tylko w partii, czyli najpierw w ZSL, a później w PSL, ale także wielu organizacjach i stowarzyszeniach. W latach 1994-98 byłem wiceprzewodniczącym Rady Miasta, także delegatem do Zamojskiego Sejmiku Samorządowego. I coś mi się dla tego miasta udało zrobić. Byłem inicjatorem i organizatorem Zamojsko-Roztoczańskiego Związku Gmin, ja także zainicjowałem w mieście recykling, czyli selektywną zbiórkę odpadów szklanych.
• Ale żeby wygrać wybory trzeba się wyróżniać. Co w zestawieniu z pozostałymi kandydatami, wyróżnia pana?
- Mam naprawdę bardzo dobry program.
• Te programy są w wielu punktach identyczne. Wszyscy obiecują rozwój gospodarczy, budowę mieszkań komunalnych, zmiany w oświacie i promocję miasta. Co jest wyjątkowego w pańskim programie?
- Planuję stworzenie architektonicznego projektu Zamość-Twierdzą, czyli przywrócenie dawnej świetności fortyfikacjom, szczególnie w rejonie amfiteatru.
• Właśnie. Po co ponosić koszty odbudowy amfiteatru, skoro w tej chwili większość imprez plenerowych udaje się z powodzeniem organizować w obrębie Rynku Wielkiego?
- Bo brakuje w Zamościu miejsca, które stałoby się centrum kultury z prawdziwego zdarzenia. Miejsca, gdzie młodzi ludzie będą mieć i kino, i koncerty, i kawiarnie. Tego brakuje studentom, których już jest w mieście wielu, a będzie jeszcze więcej dzięki utworzeniu uniwersytetu na bazie trzech istniejących uczelni. To też zakłada mój program.
• To i organizację dużych imprez masowych o zasięgu ogólnopolskim. Jakie to miałyby być wydarzenia?
- Choćby festiwal piosenki imieniem Marka Grechuty, spotkania młodych muzyków z całego świata. Wypadałoby też bardziej wypromować te imprezy, które już mamy, czyli Zamojskie Lato Teatralne, Eurofolk czy np. Wiosnę Studencką. Wszystkie można by było organizować właśnie w tym kompleksie kulturalnym, którego centrum stanowiłby amfiteatr. I wcale nie trzeba rezygnować ze Starówki, bo tam bardzo dobrze sprawdza się choćby Jarmark Hetmański.
• Ale nie zakłada pan chyba, że jeżeli Janusz Szatkowski zostanie prezydentem Zamościa, to miasto będzie wyglądało, jak wielki rozbawiony lunapark. Naszemu miastu potrzeba czegoś więcej.
- Oczywiście. Przede wszystkim należy podjąć walkę z bezrobociem, np. poprzez ściągnięcie tu poważnych inwestorów strategicznych. Nie wolno jednak czekać, aż oni sami się tu pojawią, tylko o nich zabiegać. Nowe miejsca pracy powinny też powstawać w małych i średnich przedsiębiorstwach, które już świetnie rozwijają się np. w Biłgoraju, a w Zamościu ta kwestia nie jest właściwie rozwiązana.
• Pan wie, jak ją załatwić?
- Tak. Przede wszystkim poprzez stworzenie odpowiedniego systemu podatkowego, poprzez zwalnianie z opłat lokalnych, nawet na kilka lat. Wielu młodych ludzi z Zamościa wyjechało za granicę, tam zarabiają pieniądze. Należy stworzyć takie warunki, aby chcieli tutaj z tymi pieniędzmi wracać i tu je inwestować, żeby im się to opłacało.
• Jeśli pan przekona wyborców i to pan zostanie prezydentem Zamościa, to jakim będzie on miastem?
- Nowoczesnym, pełnym młodych ludzi, którego mieszkańcy będą zadowoleni, że właśnie tutaj zdecydowali się żyć i pracować.