Zamość staje się miastem rond. Ostatnio powstało kilka nowych, budowane są kolejne. Skrzyżowań z sygnalizacją jest niewiele, a na dwóch z nich nie ma co liczyć ani na zielone, ani na czerwone światło. Działa jedynie żółte, a na dodatek wyłącznie migające.
Na skrzyżowaniu ulic Peowiaków i Partyzantów światła nie działają od kilku miesięcy. Dlaczego?
– Zimą doszło tam do dość poważnej awarii okablowania. O tej porze roku nie było sensu jej naprawiać, to byłoby nieekonomiczne. Teraz także świateł nie włączymy, bo na Partyzantów zaczyna się remont – tłumaczy Marcin Nowak, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich w Zamościu.
Dużo, dużo dłużej światła migają na skrzyżowaniu ulicy Peowiaków z Przemysłową, w sąsiedztwie cmentarza parafialnego. Tutaj też coś się zepsuło?
– W tym miejscu sygnalizację wyłączyliśmy świadomie, we wrześniu 2020 roku, kiedy ruszał remont ulicy Łukasińskiego – odpowiada Nowak. Wyjaśnia, że zrobiono to po to, aby zminimalizować korki na ulicy, która została bardzo obciążona, gdy ruch skierowano na nią z powodu zamknięcia innych (niedługo po rozpoczęciu prac na Łukasińskiego ruszył też remont ulicy Piłsudskiego).
– W szczególności chodziło nam o to, by nie było opóźnień w kursowaniu autobusów MZK. Aby uczniowie mogli na czas docierać do szkół, a mieszkańcy do pracy – argumentuje dyrektor ZDG. Remonty, o których wspomina dawno dobiegły końca, a światła nadal nie świecą jak powinny. I, jak się dowiadujemy, nie będą. – Bo ulicą Peowiaków, z powodu remontów na Partyzantów znów będzie jeździło więcej pojazdów – mówi Marcin Nowak. Ale zapewnia, że ta sytuacja wszystkim wychodzi wyłącznie na dobre. Ruch jest płynny, a stłuczki na skrzyżowaniu przy cmentarzu były w ostatnim czasie zaledwie dwie i to niegroźne.
Pan Jarosław jeździ taksówką po Zamościu od 19 lat. Optymizmu dyrektora Nowaka nie podziela. Jego zdaniem, brak świateł na obydwu skrzyżowaniach to duże utrudnienie dla zmotoryzowanych.
– Nie dla mnie, nie dla moich kolegów po fachu, bo my mamy doświadczenie i umiejętności, ale dla przeciętnych kierowców to jest po prostu koszmar – przekonuje taksówkach.
Opowiada, że nie raz widział, jak ludzie wyjeżdżający z podporządkowanej ulicy Przemysłowej mieli problem, żeby wjechać w Peowiaków. Problematyczny jest zwłaszcza skręt w lewo. – Albo trzeba mieć niezły refleks, albo po prostu wbić się „na chama”, albo liczyć, że ktoś przepuści – wylicza zamościanin. Dodaje, że mieszkańcy miasta już wiedzą, że tędy lepiej nie jechać i wybierają inne trasy. Gorzej mają przyjezdni albo tzw. kierowcy niedzielni.
Zdaniem mężczyzny nieciekawe sytuacje zdarzają się też na drugim skrzyżowaniu, które sygnalizację ma, ale niedziałającą. – Ktoś jedzie i z daleka widzi światła, łatwo wtedy przeoczyć znaki i robią się problemy – mówi pan Jarosław. I wyjaśnia: – Często jadący od Nowego Miasta są przekonani, że znajdują się na głównej i zajeżdżają drogę tym, z prawej, z Peowiaków. Albo naraz na skrzyżowanie wjeżdżają samochody z trzech stron i robi się blokada.
Wygląda jednak na to, że trzeba się do tych komplikacji przyzwyczaić. Bo remont ulicy Partyzantów w Zamościu dopiero się zaczyna. I potrwa na pewno do końca roku. Wcześniej raczej nikt świateł nie włączy.