Wiadomo już, kto skradzionym samochodem zmykał przed hrubieszowskimi policjantami. W lesie zostawił auto, później wskoczył na napotkaną po drodze furmankę. Tam zostawił portfel z dokumentami. Złodziejem jest student z Mazowsza.
Na komisariat w Trzeszczanach zgłosił się przedwczoraj mieszkaniec Nieledwi. Przyniósł portfel, który na jego furmance zostawił młody człowiek. – Powiedział, że we wtorek jechał końmi do kolegi – opowiada Justyna Popek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie. – Przy lesie zatrzymał go młody człowiek. Zapytał, czy może kawałek podjechać.
Nieznajomy dotarł furmanką do Nieledwi. Nie był rozmowny. Na do widzenia zapytał tylko o drogę do Hrubieszowa. Tak się rozstali. Dopiero po powrocie do domu gospodarz znalazł na furmance portfel z dokumentami pasażera. Myślał, że młodzieniec sam zgłosi się po zgubę. Nie mógł się doczekać, dlatego ostatecznie sam powiadomił policję.
– W portfelu był dowód osobisty, legitymacja studencka, karty do bankomatu, wizytówki – wylicza Justyna Popek. – Wiadomo że należą do studenta z Mazowsza.
Wszystko wskazuje na to, że młodzieniec sam sobie wbił gola. Sprawę przekazano natychmiast mazowieckiej policji, która wczoraj miała go zatrzymać.
Jak się nam udało ustalić, dwudziestokilkulatek to ich dobry znajomy. Wcześniej był już podejrzewany o kradzieże samochodów. Warte 12 tys. zł audi zwinął spod bloku w Pionkach k. Radomia. Właścicielem samochodu był... policjant.
Przypomnijmy, że do brawurowego pościgu doszło we wtorek. Widząc na rogatkach Hrubieszowa policyjny patrol, kierowca audi na holenderskich numerach rejestracyjnych ostro dodał gazu. Na linii ciągłej wyprzedził inne auto i zaczął uciekać. Funkcjonariusze drogówki ruszyli za nim swoim oplem astrą. Audi skręciło z ulicy Żeromskiego w Dwernickiego, później ruszyło w kierunku poligonu wojskowego. Stróże porządku nie dawali za wygraną, jechali za nim po polach, łąkach, wertepach. Na podmokłym terenie auto odmówiło im na moment posłuszeństwa, ale je wypchnęli z bajora i kontynuowali pościg. Uciekinier wjechał w końcu do lasu, porzucił samochód i wziął nogi za pas.
Policja ściągnęła posiłki, psa tropiącego, pomagało wojsko i pogranicznicy, ale trwająca siedem godzin akcja poszukiwawcza zakończyła się fiaskiem. Na kilka dni złodziej przepadł jak kamień w wodę. Wkrótce okazało się, że dowody swojej winy zostawił... na furmance.