W ciągu 60 lat w Lubelskiem praktycznie nie zmieniła się liczba wypadków samochodowych i ofiar śmiertelnych. Przy czym w 1962 roku po naszych drogach jeździło zaledwie 8,4 tys. samochodów. Dziś – ponad 1,5 miliona.
Lubelski Urząd Statystyczny świętuje właśnie 60-lecie swojej działalności. – W 1962 roku mieliśmy do dyspozycji m.in. 45 biurek, jeden dywan, 2 fotele i 49 maszyn do liczenia – wyliczał w poniedziałek „zasoby” ówczesnych statystyków dr Krzysztof Markowski, dyrektor US w Lublinie. A pierwsze spisy często odbywały się w fabrykach, bo właśnie w ten sposób najłatwiej można było dotrzeć do respondentów. Teraz większość arkuszy jest elektronicznych, a pracę człowieka wspierają potężne systemy obliczeniowe.
U boku radzieckiego niedźwiedzia
Gdy nasz US raczkował, na wschodzie graniczyliśmy ze światowym mocarstwem atomowym, czyli samym Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich.
I to na całych 360 kilometrach. Ale i sytuacja geopolityczna była wówczas zgoła odmienna, bo Polska Rzeczpospolita Ludowa należała do wschodniego paktu wojskowego – Układu Warszawskiego – z wiodącą rolą naszego wschodniego sąsiada. Lubelskie okalały nieistniejące już województwa: białostockie, warszawskie, kieleckie i rzeszowskie. Byliśmy też ciut mniejsi: powierzchnia regionu wynosiła 24.829 km2, a dziś to 25.123 km2. Przez ten czas przybyło nam 237 tys. osób, które zasiedliły głównie miasta, choć na prowincji wciąż mieszka ponad połowa mieszkańców województwa.
Istotna zmiana dokonała się także w relacjach, nazwijmy to, damsko-męskich. W 1962 roku na 1000 osób zawierano 7,2 małżeństwa, a w 2020 roku (ostatnie dostępne dane) – już tylko 3,7. Wajcha poszła też w drugą stronę jeśli chodzi o rozwody: przed 60. laty również na 1000 mieszkańców rozwodziło się średnio 3,4 małżeństwa, by teraz dobić do poziomu 12,7. Zdecydowana poprawa nastąpiła z kolei w kategorii zgony niemowląt na 1000 urodzeń – ten wskaźnik spadł z 60 do zaledwie 4.
Życie jak w Madrycie
O ogromnym postępie cywilizacyjnym możemy mówić w przypadku podstawowych udogodnień. Minione 60 lat to prawdziwa gazyfikacja województwa (długość sieci wzrosła z 55,5 km do 8550 km). Wodociągi urosły z 279 do 21972 km, a kanalizacja ze 176 do 7187 km. Pewnie dzięki temu częściej myjemy się i zmywamy, bo zużycie wody na mieszkańca w miastach wzrosło z 21 do prawie 31 m3. A w przypadku energii elektrycznej to już jest prawdziwa przepaść: skok jest ponad 5-krotny: ze 123 do 668 kWh na głowę.
„Deweloperzy” lat 60. oddali do użytku prawie 6 tys. mieszkań, co na tle 9 tys. w 2021, przy znacznie bardziej zaawansowanych technikach budowy, wydaje się całkiem dobrym rezultatem. Ale żyło nam się znacznie mniej komfortowo: na jedną izbę przypadały dwie osoby, teraz – niecała jedna, a dokładnie 0,86.
Prawdziwa rewolucja nastąpiła w transporcie: w tej kategorii właściwie wszystkie wskaźnik poszybowały, od długości dróg publicznych „zamiejskich o twardej nawierzchni” (skok z 4535 km do 21 tys. km), przez liczbę samochodów osobowych (wzrost z 3,5 do 1,34 mln aut), długość linii komunikacji miejskiej (132 km do 2,5 tys. km). A kto nie chciał korzystać z tej ostatniej, mógł zawsze wybrać taksówkę, z tym że w 1962 roku było ich 572, a teraz możemy zamówić jedną z 2664 „taryf”.
Opustoszałe kina
Przewrót nastąpił również edukacji. Tu najbardziej rzuca się w oczy olbrzymi spadek liczby szkół podstawowych, których jest o ponad połowę mniej (2011 do 934). Mimo że trzykrotnie wzrósł księgozbiór, to czytelników jest prawie tyle samo co przed 60. laty. Ale prawdziwe załamanie wystąpiło w kulturze kinowej: z 205 działających w 1962 roku kin ostało się do dziś jedynie 31. Gwoździem do kinowej trumny była telewizja: w pierwszym roku lubelskiej statystyki do kin wybrało się aż 8,25 mln widzów, a teraz skromne 742 tys.
A na koniec kilka ciekawostek meteorologicznych. Według pomiarów w stacji meteo w Lublinie przed 60. laty maksymalna temperatura wynosiła 30,4 st. C (32,6 w 2020 r.), minimalna -19,2 st. C (-7,5), natomiast średnia wzrosła przez te lata aż o 3 st. C, do 9,6.
I tylko jedna rzecz nie zmieniła się przez te wszystkie lata: dla statystyków wciąż liczy się każdy z nas.