Na początku lutego ubiegłego roku naukowcy już wskazywali na wiele znaków zapytania i niepokojących sygnałów dotyczących nowego koronawirusa z Chin, ale nikt nie mówił jeszcze o pandemii (WHO ogłosiła ją 11 marca).
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Immunologii i Wirusologii UMCS w jednej z pierwszych rozmów z Dziennikiem Wschodnim na temat SARS-CoV-2 (7 lutego 2020 roku) mówiła tak: – Trudno będzie oszacować, jak szybko liczba zakażonych będzie rosnąć m.in. dlatego, że nie został określony współczynnik zakaźności czyli liczba osób, która może być zainfekowana przez jedną zakażoną osobę. W przypadku grypy wartość tego współczynnika wynosi 2-3 osoby, a odry: aż 16. Na razie szacuje się, że w przypadku nowego koronawirusa są to 1-2 osoby. Zaznaczyła jednak: – Panika jest absolutnie niepotrzebna, bo na razie nie ma realnego zagrożenia.
Pod znakiem zapytania stał też sposób zakażenia pierwszego pacjenta, u którego wykryto nowego koronawirusa.
– Jak się okazuje, tym pacjentem zerowym wcale nie była kobieta związana z targiem owoców morza w Wuhan. Był nim prawdopodobnie 42-letni mieszkaniec tego miasta, który z targiem nie miał nic wspólnego i zgłosił się do szpitala już 1 grudnia. Biorąc więc pod uwagę okres inkubacji wirusa do kilkunastu dni, do zakażenia musiało dojść jeszcze w listopadzie – tłumaczyła prof. Szuster-Ciesielska.
Ponad 100 milionów zakażonych
Ekspertka zwróciła uwagę na możliwość zakażenia bezobjawowego (takie przypadki były już wtedy potwierdzone w Chinach): – Takie sytuacje są najniebezpieczniejsze, bo te osoby trudno zidentyfikować i poddać izolacji. Takie przypadki mogą blokować opanowanie epidemii.
Biorąc pod uwagę aktualną sytuację na świecie, statystyki epidemiologiczne z lutego ubiegłego roku, podawane jeszcze tylko dla Chin, dzisiaj nie robią wrażenia.
Wtedy wydawały się jednak nieprawdopodobne: 28 284 laboratoryjnie potwierdzone przypadki zakażeń koronawirusem (od 31 grudnia 2019 roku do 6 lutego 2020 roku), w tym 565 zgonów.
Według najnowszych danych Światowej Organizacji Zdrowia (z 4 lutego 2021 roku), na całym świecie potwierdzono już ponad 103 miliony zakażeń, a ponad 2,2 mln osób zmarło. Najwięcej zakażeń potwierdzono dotychczas w USA - ponad 26 mln.
W Polsce SARS-CoV-2 pojawił się oficjalnie 4 marca 2020 roku. O pierwszym potwierdzonym przypadku zakażenia poinformował na konferencji prasowej minister zdrowia, którym był wówczas Łukasz Szumowski. Tzw. pacjentem zero był 66-latek z województwie lubuskiego, który wrócił z Niemiec. Mężczyzna trafił do szpitala w Zielonej Górze.
Pandemiczny słownik
Niecały tydzień później wirus pojawił się też w naszym województwie. Był to mieszkaniec Niedrzwicy Dużej, który najpierw trafił do szpitala w Bełżycach; potem był hospitalizowany w SPSK1 w Lublinie.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kolejne zakażenia, coraz więcej zgonów i dramatyczne doniesienia z innych krajów, szczególnie z włoskiej Lombardii, gdzie sytuacja epidemiczna była wyjątkowo ciężka.
„Kwarantanna”, „testy na koronawirusa”, „Covid-19”, „epidemia”, „lockdown” – te słowa szybko weszły do codziennego języka i życia, a przyjmowane na początku z niedowierzaniem noszenie maseczek czy widok medyków w kombinezonach ochronnych stały się normą. W lecie wirus nie poszedł na urlop, jak wszyscy oczekiwali i po wakacjach zaatakował jeszcze silniej. Jesienna fala epidemii sparaliżowała służbę zdrowia. System nie wytrzymał: izby przyjęć i SOR-y zapełniały się chorymi w mgnieniu oka, podobnie jak oddziały covidowe. Zaczęło brakować miejsc dla zakażonych, ratownicy czekali w karetkach po kilka godzin przed szpitalami albo jeździli między miastami, bo nikt nie chciał przyjąć pacjenta.
Przełom
– Do przełomowych momentów należy na pewno poznanie genomu wirusa i zidentyfikowanie, które z jego białek decyduje o zaatakowaniu komórki. To było kluczowe dla stworzenia szczepionki przeciwko Covid-19. Cały czas trwają badania nad strukturą wirusa, żeby poznać jego „słabe strony” i opracować sposób na zatrzymanie jego namnażania – mówi nam dziś prof. Szuster-Ciesielska i dodaje, że bardzo istotne było też potwierdzenie, że nowy koronawirus atakuje nie tylko układ oddechowy, ale też wiele innych narządów, także u zdrowych i młodych osób, stając się chorobą ogólnoustrojową.
Wiedza na temat dróg rozprzestrzeniania się wirusa też była na początku ograniczona.
– Na początku brano pod uwagę drogę kropelkową, dzięki której wirus przenosi się na niewielką odległość. Szybko okazało się, że wirus może rozprzestrzeniać się też w mniejszych kropelkach nawet na odległość 5-10 metrów. Początkowo uważano też, że wirus skutecznie przenosi się w wyniku dotykania przez ludzi skażonych powierzchni – obecnie sądzi się, że nie jest to dominująca droga transmisji – zauważa ekspertka z Katedry Immunologii i Wirusologii UMCS.
Potencjał
Wysoki potencjał wirusa do zakażania ludzi był bardzo wcześnie zauważony przez Światową Organizację Zdrowia i Amerykańskie Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób.
– Widać było, że wirus w ekspresowym tempie przeniósł się z Azji na inne kontynenty, m.in. do Europy i bardzo szybko pokonuje kolejne granice. Nikt się natomiast nie spodziewał tak szybkich postępów w badaniach nad szczepionką – przyznaje prof. Szuster-Ciesielska. Tłumaczy: Podejście większości naukowców było bardzo sceptyczne, bo byliśmy przyzwyczajeni do tradycyjnego procesu ich powstawania, który może trwać nawet kilkanaście lat. W tym przypadku udało się stworzyć szczepionkę znacznie szybciej, praktycznie błyskawicznie, między innymi dzięki bazowaniu na osiągnięciach w poprzednich takich badaniach dotyczących wirusów SARS-CoV-1 czy MERS. Ten czas skróciło też nowe podejście do konstrukcji szczepionki, duża konkurencja między producentami szczepionek i presja społeczna.
Kiedy to się skończy?
Nadal trudno powiedzieć, kiedy uda się opanować epidemię. Wirus nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i, jak tłumaczą naukowcy, dopóki będzie miał żywicieli, to nie odpuści.
– Szczepionka już jest, ale droga do stworzenia leku na Covid-19 jest jeszcze bardzo długa. Wirus cały czas mutuje i tworzą się nowe warianty. W związku z tym pojawiają się kolejne pytania na temat skuteczności obecnie dostępnych szczepionek. Wątpliwości dotyczą przede wszystkim wariantu południowoafrykańskiego, uważanego za bardziej niebezpieczny od innych – wyjaśnia prof. Szuster-Ciesielska. – Dobra wiadomość to taka, że Pfizer i Moderna już zaczęły badania nad dostosowaniem szczepionki do tego wariantu. W ramach badań klinicznych, ochotnikom, którzy przyjęli już dwie dawki, będzie podawana dodatkowa, trzecia dawka z fragmentem materiału genetycznego wirusa południowoafrykańskiego, odpowiedzialnego za produkcję jego białka powierzchniowego (kolca S).