- Kiedy trzymałam w ręku zaproszenie pojawiło się pytanie, czy dam radę wrócić na to miejsce? Katastrofa, śmierć, cierpienie - ale dobro, miłość i troska Węgrów. Należy im się wdzięczność i podziękowania. Pomyślałam jadę, jeśli Matka Boża chce to nam pomoże. Przez całą drogę słońce rozjaśniało kłębowisko czarnych myśli krążących wokół tego co było.
• Jak przyjęto was w polskim konsulacie?
- Rozmowa z panią konsul Teresę Notz była długa, bolesne wspomnienia wyciskały łzy. Pani konsul do dziś pamięta wszystkie 51 nazwisk osób poszkodowanych w tym wypadku. Pamięta też ich rodziny i serdecznie wszystkich pozdrawia.
• Spotkaliście się też z Węgrami...
- Drugiego dnia wizyty wraz z naszą tłumaczką Jadwigą Varosi odwiedziliśmy szpitale w Budapeszcie i w Kaposvar. Wzruszyły nas serdeczne uściski, radość i łzy węgierskich lekarzy i pielęgniarek. Byli zaskoczeni, że jesteśmy, że dziękujemy
• Jak było tam gdzie zginęli Pani znajomi?
- Dla mnie jest to święte miejsce. Na widok wozów strażackich, karetek, policji zacisnęło w gardle, trudno było oddychać. Miłym zaskoczeniem był widok tylu ludzi przybyłych na tę uroczystość, przedstawicieli władz i wielu prywatnych osób. Odsłonięcie pomnika poprzedziła krótka akademia oraz występ węgierskiego chóru.
• Zapamiętała Pani ten pomnik...
- Jest piękny, wysoki na 12 metrów pień drzewa, na którym wyryto napis po polsku i węgiersku. Wybrany przez biskupa siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego z Księgi Mądrości. Drzewo rozwidla się u góry w trzy ucięte konary zwieńczone kopułką z krzyżem, a pod nią dwadzieścia dzwoneczków symbolizujących dwadzieścia dusz.