O tym, jak trudno zaobserwować życie tych ssaków, przekonaliśmy się dwa dni temu. Trzask pękających pod stopami gałązek wypłoszył bobry. Zobaczyliśmy tylko skutki ich wiosennej aktywności - poprzegryzane pnie olch i wierzb.
Jezioro Bezdenne nieopodal stadniny koni. Na brzegu bieleją poprzegryzane pnie różnej grubości. Bobry po przebudzeniu z zimowego snu szukają kory, którą się żywią. Jest to też pora odłączania się od rodziny najstarszych potomków męskich, po dwa, trzy lata pozostających w stadle. Szukają wolnych samic i wspólnie budują nowe siedlisko. - Mamy na terenie parku około dwudziestu takich miejsc - informuje dyrektor. Wyjaśnia, że bobry pojawiły się w tej okolicy pod koniec lat 70. Prawdopodobnie przypłynęły małymi rzeczkami z Białorusi od strony Puszczy Białowieskiej. Od tamtego czasu populacja rozrasta się. Bobry tak się przystosowały, że nie potrzebują do bytowania wody krystalicznie czystej. Wiosną wędrują nawet rowami przydrożnymi i melioracyjnymi lub podmokłymi łąkami.
Najwięcej bobrzych nor znajduje się w nabrzeżach Bugu. Dalej od rzeki nawodnych budowli z gałęzi, mułu i liści nazywanych żeremiami nie ma zbyt wiele. Tam podnoszących poziom wody w jeziorkach i zatokach, aby wejście do "domku” było zanurzone, również się nie spotyka. Ale liczna obecność ssaków świadczy, że jest im tutaj dobrze. A będzie tak, dopóki myśliwi nie uzyskają zgody na polowanie. - Dotychczasowy sukces bierze się stąd, że miejscowa ludność potrafi współżyć z przyrodą i nie wkracza za wszelką cenę na bobrze tereny. Obszary podmokłe nie są agresywnie meliorowane. Nie dąży się do wznoszenia w pobliżu budynków - twierdzi W. Duklewski i dodaje - w przeciwnym razie bobry byłyby postrzegane jako szkodniki doprowadzające do zatapiania łąk, destabilizujące pracę różnych urządzeń i niszczące drzewa, a one na dodatek nie gustują w gatunkach wartościowych.