Zaplanowana na czwartek pierwsza rozprawa o przywrócenie do pracy Marka Treli została odroczona z powodu choroby pełnomocnika byłego prezesa stadniny koni w Janowie Podlaskim.
Trela domaga się przywrócenia do pracy i odszkodowania. Z kolei strona pozwana nie uznaje powództwa i wnosi o jego oddalenie.
- Tak naprawdę chcę bronić swojego dobrego imienia – powiedział w czwartek były wieloletni prezes stadniny.
Odwołanie i krytyka
Ze stanowiska odwołała go 19 lutego Agencja Nieruchomości Rolnych. Najpierw pojawił się argument "braku zaufania", a po kilku dniach ANR mówił już o "braku odpowiedniego nadzoru hodowlano-weterynaryjnego nad końmi arabskimi". Miało chodzić o "okoliczności związane z zachorowaniem, leczeniem i eutanazją klaczy Pianissima". ANR wyceniła klacz na 3 mln euro.
Zdaniem Agencji zarząd stadniny dopuścił też do "pobierania przez zagranicznych kontrahentów większej liczby zarodków niż dopuszczają to polskie regulacje".
Poza tym, szef stadniny krytykowany był za dzierżawy klaczy z zagranicznymi ośrodkami hodowlanymi, które miały nie zabezpieczać interesów polskich hodowców.
Przekroczone granice
Marek Trela z tymi zarzutami się nie zgadza. – Granice zostały przekroczone. Jedyny majątek jaki zgromadziłem w życiu, to jest to, co udało mi się wypracować w Janowie, czyli konie, które stoją w stajniach, ten prestiż. Tego chcę bronić, swojego dobrego imienia – tłumaczy. – Jak się czemuś poświęciło prawie całe życie, to dobrze byłoby wiedzieć, jakie są powody tego, że nie można tego robić dalej – dodaje Trela.
Rozprawa się jednak nie odbyła, bo rozchorował się pełnomocnik Treli, adwokat Jacek Cieplak, który dzisiaj przesłał wniosek do sądu o jej odroczenie. - Bez obecności pełnomocnika nie chcę zajmować stanowiska procesowego – powiedział przed sądem Marek Trela. Przewodniczący wydziału pracy bialskiego sądu sędzia Waldemar Bańka zgodził się sprawę odroczyć do 28 czerwca.
Wiedział, co podpisuje
Stronę pozwaną, czyli stadninę, reprezentował adwokat Grzegorz Fertak. – Umowa z 2000 roku z panem Markiem Trelą była zawarta na czas pełnienia określonej funkcji, w tym wypadku funkcji prezesa zarządu stadniny. Taka umowa się rozwiązuje, kiedy dana osoba zostaje odwołana z pełnienia funkcji. Nie ma tu trzymiesiescznego okresu wypowiedzenia. Można odwołać taką osobę bez podania powodu. Pan Trela doskonale wiedział jaką umowę podpisuje – mówił dziennikarzom pełnomocnik stadniny Grzegorz Fertak.
Po odejściu ze stadniny Trela założył własną działalność związaną z doradztwem. Pomaga opracowywać programy hodowlane dla hodowców na całym świecie. - Odczuwam żal i ulgę. Brzmi to może paradoksalnie, ale praca w stadninie to był bardzo gorący czas w moim życiu. Przygotowania do aukcji kosztują dużo energii i nerwów. Teraz przynajmniej o to nie musze się nie denerwować – przyznaje Trela. - Zawsze jestem skłonny, by pracować w Janowie i hodować konie, ale w obecnej sytuacji nie widzę możliwości współpracy. Padło za dużo oskarżeń, ciężkich słów, które wymagałyby sprostowania, wyjaśnienia, a później można rozmawiać o współpracy – zaznacza były prezes.
Będzie kolejny pozew?
Trela nie wyklucza także pozwu przeciwko ministrowi rolnictwa Krzysztofowi Jurgielowi, który kilka tygodni temu na posiedzeniu komisji rolnictwa tłumaczył, że powodem odwołania prezesa Marka Treli było „złodziejstwo, a nie niefachowość". – To wspaniały materiał dla prawników – ocenia były szef janowskiej stadniny. - Niestety stałem się pewnym symbolem, a zawsze w życiu osobistym i zawodowym starałem się trzymać jak najdalej od polityki. Jak widać chęci nie wystarczają, by być wplątanym w jej tryby. Ale nadal chcę robić to, co umiem, spokojnie i apolitycznie - podkreśla Marek Trela.
Obecnie janowską stadniną kieruje Marek Skomorowski, ekonomista z Lublina. W zarządzie zasiada też 28-letni Mateusz Leniewicz -Jaworski, który sprawuje m.in. nadzór nad hodowlą. Ale rozpisany jest już konkurs na nowego prezesa stadniny. Ma to m.in. związek z padnięciem dwóch klaczy należących do Shirley Watts. - Jest duże zainteresowanie konkursem na nowego prezesa. Jednak formalnie nie wpłynęły jeszcze żadne zgłoszenia-przyznaje Wojciech Adamczyk z biura prasowego ANR.