Zostaliśmy na lodzie, z kredytami do spłacenia – ze łzami w oczach opowiadają Piotr i Krystyna Wińscy z Korczówki (gmina Łomazy). W maju w ich hodowli gęsi stwierdzono ognisko ptasiej grypy. Inspektorat weterynarii odmówił rolnikom wypłaty odszkodowania.
Wińscy prowadzą małe gospodarstwo, wcześniej hodowali trzodę chlewną. Ale w związku z Afrykańskim Pomorem Świń postanowili przestawić się na gęsi. – W marcu wstawiliśmy do zmodernizowanej obory 1200 piskląt gęsi – opowiada Piotr Wiński. W połowie maja padła pierwsza gęś. – Żona zawiozła do weterynarza na sekcję. W dokumentacji napisano, że zdechła w wyniku nieżytu jelit – relacjonuje pan Piotr.
Małżeństwo zauważyło jednak, że ptaki stały się „niespokojne”, dlatego czuwali nad nimi dzień i noc, podając lekarstwa. Ale szybko padły kolejne zwierzęta.
– W internecie żona wyczytała, że objawy mogą wskazywać na ptasią grypę – przyznaje gospodarz. Niestety, gęsi zdychały już lawinowo. 24 maja w gospodarstwie pojawili się inspektorzy weterynarii. – Panie pobrały próbki. Zrobiły zdjęcia, nawet nie wschodząc do środka obory. Byliśmy wówczas wycieńczeni, bo nie spaliśmy prawie tydzień. Podpisaliśmy jakiś dokument, nawet go nie czytając – nie ukrywa rolnik.
Później okazało się, że był to protokół z kontroli wskazujący na liczne nieprawidłowości m.in. w bioasekuracji. Wińskim wytknięto brak mat, odzieży ochronnej, oddzielnych narzędzi czy odpowiedniej wentylacji. – Dopiero później zorientowaliśmy się, co podpisaliśmy. Nie zgadzamy się z tymi zarzutami – podkreślają małżonkowie.
Gęsi trzeba było zutylizować. A na początku września rolnicy dostali pismo od Powiatowego Lekarza Weterynarii w Białej Podlaskiej o odmowie wypłaty odszkodowania. Chodzi o blisko 60 tys. zł. – Decyzja taka została wydana z uwagi na to, iż posiadacz gęsi nie zastosował się do obowiązków określonych w przepisach nałożonych na podstawie ustawy (…) o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt. (…) Zostało to potwierdzone w czasie prowadzenia dochodzenia epizootycznego w gospodarstwie. Posiadamy dokumentację fotograficzną – mówi Renata Izdebska, powiatowy lekarz weterynarii.
Wińscy zostali na lodzie. – Mamy kredyty do spłacenia za paszę i pisklęta. To prawie 60 tys. zł. A teraz mamy zerowy przychód. Poplon był posiany jako zielonka dla gęsi. Zaorać to trzeba było – przyznaje pan Piotr.
– Nasi synowie poszli do szkoły bez podręczników. Mąż poszedł do jakiejś dorywczej pracy, żeby chociaż 300 zł na chleb było
– dodaje łamiącym się głosem Krystyna Wińska. Do zapłacenia czekają też rachunki za prąd czy wodę. Pomogła im gmina. – Umorzyliśmy Wińskim podatek rolny – przyznaje Jerzy Czyżewski, wójt gminy Łomazy. – Zadeklarowaliśmy też wsparcie prawnika, bo wiem, że ta strata jest w tym przypadku ogromna. Takie realne działania możemy podjąć – podkreśla wójt.
Ale rolnicy chcą się odwołać w sądzie i pomoże im w tym prawnik współpracujący z Agrounią. – Spora część nieprawidłowości ujętych w protokole nie miała odzwierciedlenia w rzeczywistości – tłumaczy adwokat Tomasz Gabryelczyk. – Będziemy to udowadniać, bo mamy środki i możliwości dowodowe, by wykazać przed sądem, że decyzja inspektoratu weterynarii nie jest zasadna – przekonuje Gabryelczyk.
Wińscy chcieli w międzyczasie wstawić do obory nowe stado gęsi, ale z tym też mają problemy. – Weterynaria nam zarzuca, że obora nie jest odpowiednia pod względem infrastruktury. A jak wstawialiśmy w marcu to nikt nam tego nie powiedział – twierdzi pan Piotr.
– Hodowca ma możliwość ponownego zasiedlenia gospodarstwa drobiem po przedstawieniu dokumentacji potwierdzającej spełnienie wymagań określonych w zakresie zdrowia zwierząt i środków bioasekuracji oraz po dostosowaniu infrastruktury gospodarstwa do prowadzonej działalności – odpowiada z kolei Renata Izdebska.
Weterynaria zgodziła się jednak przyznać Wińskim 15 tys. zł „nagrody”, którą wypłaca się „osobom, którym nie przysługuje odszkodowanie, a które przyczyniły się do szybkiej likwidacji choroby zakaźnej”. Ale rolnicy jej nie odebrali.
– To nam zamknie drogę sądową – tłumaczą i dodają, że czują się skrzywdzeni. – Nie zawiniliśmy. Mamy żal, że wykorzystano naszą nieświadomość i zmęczenie przy podpisania protokołu z kontroli. Musimy się odbić. Chcemy zająć się hodowlą. W modernizację obory całe oszczędności włożyliśmy – podkreślają Krystyna i Piotr Wińscy. Na odwołanie do sądu mają 30 dni od otrzymania decyzji odmownej z weterynarii.