W środę wieczorem runęła część dawnej piekarni przy ul Łaziennej. Gruz, cegły i belki nie przysypały na szczęście przebywających w ruderze ludzi.
Okazało się, że zagrożeni byli nie tylko złomiarze. W budynku przylegającym do rozwalonej piekarni mieszkają bowiem trzy rodziny. - To był szok. Nasz dom się zatrząsł i zakołysała podłoga w mieszkaniu. Boję się, czy mogę tu mieszkać. Na pewno straciliśmy już drewniane komórki na zapasy - mówi jedna z kobiet. Zdenerwowana przywołuje nastoletniego syna biegającego po pryzmie cegieł.
Budynek, który się zawalił, był przeznaczony do rozbiórki. Ale ciągle z tym zwlekano. Teraz problem sam się rozwiązał. Prezydent Andrzej Czapski zapewnił, że ekipy budowlane usuną gruzowisko tak, żeby nie uszkodzić ścian sąsiedniego budynku z lokatorami. Przez całą noc ruiny pilnowali strażnicy, żeby nikt nie wszedł pod wiszące stropy i belki.
Jerzy Wójcik, miejski inspektor nadzoru budowlanego, twierdzi, że budynek był odpowiednio oznakowany i lada dzień miał być rozebrany. - Wczoraj stwierdziłem, że ktoś usunął ze stropu trzy belki drewniane i jedną metalową. Dlatego konstrukcja runęła.
Takie samo zdanie ma Artur Żukowski, komendant Straży Miejskiej. Uważa, że zawalenie budynku przyspieszyli zbieracze złomu i drewna.
W Białej Podlaskiej jest jeszcze wiele budynków w złym stanie technicznym. Komendant Żukowski, którego ludzie patrolują teren i przeganiają z ruin pijaków i złodziei, uważa że zagrożenie stwarza wiata metalowa przy ul. Północnej oraz dawna siedziba Winpolu przy ul. Winiarskiej. - Moje starania o rozbiórkę ruder w mieście przypominają drogę przez mękę - mówi inspektor Wójcik. - Wadliwe prawo pozwala na odwoływanie się właścicieli od moich decyzji. A ruiny dalej stoją. Niedawno udało mi się jednak doprowadzić do rozebrania budynku przy Łaziennej i kolejnego przy Pocztowej. Mam problemy z dwoma kolejnymi obiektami - dodaje Wójcik.