Nasz dramat rozpoczął się w marcu, Marcelinka miała wtedy 10 miesięcy. Siedząc na podłodze niefortunnie upadła na prawy policzek. Zwykły, jak wtedy myśleliśmy, upadek małego dziecka. Niestety, to właśnie wtedy rozpoczęła się nasza walka o życie ukochanej córki – opowiadają rodzice rocznej dziewczynki w opisie zbiórki na leczenie dziecka
Po kilku dniach od wspomnianego upadku policzek malutkiej spuchł. Obrzękł stawał się coraz większy i większy. Pediatra skierował dziecko na szpitalny oddział ratunkowy. Badania nic nie wykazały, wdrożone przez medyków leczenie nie dawało rezultatów.
- Wtedy zadecydowaliśmy o przeprowadzeniu biopsji. Marcelinka rozpoczęła intensywną chemioterapię przedoperacyjną, która już po kilku tygodniach przyniosła poprawę, guz się zmniejszał. Lekarze byli zdumieni, że Marcelinka tak dobrze zareagowała na podaną chemioterapię. 22 sierpnia córeczka przeszła operację usunięcia guza, ale właśnie wtedy nastąpił nawrót, przez co nie udało się usunąć go w całości. To, co po nim zostało, stale rośnie, uszkadzając nerw twarzowy i prowadząc do paraliżu całej prawej strony buźki Marceliny – opisują zrozpaczeni rodzice. - Prosimy z całego serca: nie pozwólcie, żeby okrutny nowotwór zabrał nam Marcelinkę... – apelują
Wspominają, że w dniu swoich pierwszych urodzin Marcelinka trafiła do szpitala z powodu ropnia rany po biopsji. W domu czekał na nią tort, jednak malutka nie mogła zdmuchnąć swojej pierwszej świeczki. Kilka dni później rodzice usłyszeli druzgocącą diagnozę: nowotwór złośliwy tkanki łącznej i innych tkanek miękkich głowy i szyi.
- Świat się zatrzymał. Zamiast świętować pierwsze urodziny Marcelinki, my pakowaliśmy walizkę na onkologię – dodają.
Kolejne badania. Zajęte węzły chłonne. Litry chemioterapii, ból, cierpienie. Do tej pory malutka przeszła już 9 bloków chemioterapii oraz operację usunięcia guza, która niestety nie przyniosła oczekiwanych efektów. Nowotworowa narośl znów rośnie. Wprowadzono II linię chemioterapii. Wykryto naciek raka na kość skroniową.
- To, czego właśnie się dowiedzieliśmy, jest szokujące. Guz odrasta i zaczyna naciekać! Obecnie jedyną szansą na jego zmniejszenie jest terapia protonowa, która możliwa jest tylko za granicą! Otrzymaliśmy wstępny kosztorys leczenia w Niemczech z kwotą, która nas załamała. Kosztorys obejmuje 10 cykli chemioterapii oraz protonoterapię. W klinice będą przeprowadzane kolejne badania, po których kosztorys może się jeszcze zwiększyć! Jeśli okaże się, że będzie konieczne wdrożenie immunoterpii, kwota będzie znacznie wyższa. Gdyby walka ze złośliwym nowotworem u dziecka była niewystarczająca tragedia, teraz dowiedzieliśmy się, że życie naszej Marcelinki ma swoją gigantyczną cenę. Pozostaje nam prosić Was o pomoc... My opadamy z sił... – błagają zrozpaczeni rodzice - Walczymy o życie małej istotki, która chce dorastać, chce wrócić w końcu ze szpitala do swojego domu, swojego pokoju... Rozpakować szpitalne walizki i schować je gdzieś głęboko na strychu, żeby po kilku dniach nie pakować ich na kolejny blok chemii... Żeby koszmar szpitala odszedł w zapomnienie i zostało już tylko beztroskie dzieciństwo - dodają.
Na ich apel na portalu siepomaga.pl, ogłoszony 26 października br. odpowiedziało już 24 576 osób. Darczyńcy wpłacają ile mogą, po 20, 50 zł, czasami znacznie więcej. Z tych kwot uzbierało się już 1 153 186 zł. Potrzeba jeszcze 919 049 zł, które rodzice powinni zebrać do 26 stycznia. Zbiórkę można znaleźć pod linkiem fundacji https://www.siepomaga.pl/marcelina-fijolek