Kilkadziesiąt motocykli w jednym miejscu i czasie. Miejsce, to plac Łuczkowskiego. Czas – sobota godz. 18. Tak wyglądał wczoraj kulminacyjny punkt Chełmskiego Dnia Motocyklisty zorganizowanego przez Automobilklub Chełmski.
- Zawsze chciałem mieć harleya – mówi Tomasz Sarzyński, który wczoraj razem z siedmioletnim synem Kacprem oglądał paradę motocykli. - Easy Rider był moim ulubionym filmem. Ale cóż, marzenia marzeniami, a życie, życiem. Mając rodzinę, musiałem pomyśleć o pakownym samochodzie i odłożyć przynajmniej na jakiś czas mrzonki o dwóch kółkach. Może kiedyś uda mi się je jeszcze zrealizować.
Sami motocykliści przekonują, że żaden samochód do motocykla przyrównać się nie da. Zresztą, za niektóre z maszyn, które wczoraj zajechały na plac Łuczkowskiego, można by kupić niejedno auto.
Ale liczy się coś jeszcze: - Dla nas, to nie tylko sposób transportu, hobby... To styl życia – mówią motocykliści. Co tak pociąga ich w tych ryczących maszynach? Poczucie wolności – taka odpowiedź pojawia się najczęściej.
Organizatorzy zadbali o to, aby uczestnicy imprezy nie spowodowali utrudnień w ruchu. Motocyklową paradę pilotował policjant jadący oczywiście na motorze. Czy zamieniłby swojego służbowego triumpha tigera na którąś z maszyn widzianych na imprezie? - Zdecydowanie nie – mówi funkcjonariusz. - Nasze motocykle świetnie sprawdzają się w codziennej pracy.
Podczas imprezy wybrano najciekawszy motocykl, którym został błękitny ural. Przyznano też tytuł Najbardziej Motocyklowego Motocyklisty. Przypadł on Koli jeżdżącym na suzuki. Nie zabrakło też konkursu na... najwolniejszego motocyklistę.
- To dla mnie trochę niecodzienna sytuacja, bo zwykle nagradzamy najszybszych kierowców – mówił podczas odczytywania wyników konkursu Grzegorz Gorczyca, prezes Automobilklubu Chełmskiego. - Tym razem wygrywają ci, którzy byli najwolniejsi.
Taka konkurencja jednak nie dziwi zważywszy, że imprezę zorganizowano w ramach projektu "Zaimponuj rozwagą! Nie bądź drogowym idiotą!”. Bo nie zawsze wygrywa najszybszy.