33 dni, 33 artystów, 33 różne działania w przestrzeni miasta. W Lublinie trwa projekt "33 dni z życia” . Wstęp wolny.
Dzień osiemnasty - JÓZEF WODZIREJ
Moim wspomnieniem o Józefie Kwasowcu są nagrania zrealizowane w jego domu. Zapraszam
do posłuchania.
Paweł Nowicki
JÓZEF WODZIREJ
Centum Handlowe "Bigmar” Okopowa 4
18 września 2012 r.
Godz. 19:00
Dzień dziewiętnasty - Maria Porzyc NA KOŃCU TUNELU
Maria Porzyc
NA KOŃCU TUNELU
19 września 2012 r.
Godz. 18:00
Błonia pod Zamkiem
Dzień dwudziesty - Paweł Passini OBECNY
W 1944 roku moja Babcia wraz z moją Mamą i Wujkiem uciekała pieszo z Warszawy w kierunku Lublina. Po kilkudziesięciu kilometrach nie miała już siły iść dalej z dwójką małych, niespełna trzyletnich dzieci. Była niezwykle silną kobietą - taką ją pamiętam - wtedy jednak postanowiła wejść pod nadjeżdżającą ciężarówkę i skończyć z tym wszystkim, albo liczyć na cud.
Ku jej zdziwieniu mimo śliskiej, zaśnieżonej drogi ciężarówka zatrzymała się. W szoferce siedział znajomy z przed wojny, którego jeszcze zdążyłem poznać. Miał na nazwisko Fuks. Pamiętam go jako Dziadka Julka - niesłychanie ciepłego, uśmiechniętego starszego pana. Zmarł kilka lat temu w wyniku uderzenia w głowę pałką. Mimo, że już bardzo słabo słyszał, zdecydował się otworzyć drzwi komuś, kto wsunął przez szparę w drzwiach kartkę: " Daj mi wody. Chcę mi się pić." Ukradli mu 200 złotych.
O tym wszystkim myślę w rozśpiewanym autobusie. Zasypiam. Koło północy dojeżdżamy do Lublina. Nie bardzo wiedziałem, co mam począć z moimi nowymi znajomymi, gdyż w owym czasie przez kilka miesięcy nocowałem w klasztorze u podnóża Starego Miasta. Tymczasem autobus zatrzymał się koło muru cmentarza. Powiedzieliśmy kadisz. Za Widzącego z Lublina i za Dziadka Julka. Później chwilę śpiewaliśmy. Potem oni pożegnali się serdecznie i pojechali dalej. A ja zostałem. I tam będę po północy, pod tą ścianą.
Paweł Passini
OBECNY
20 września 2012 r.
Godz . 23:50
Cmentarz żydowski
Dzień dwudziesty pierwszy - Robert Kuśmirowski CHŁOPIEC Z PLAKATU
W mojej wyobraźni, kilkuletniego dzieciaka, zawirowało strasznie (niczym w pralce Frania) na wiadomość, że z plakatu da się uciec do miasta i w przypadku poczynionych szkód bezpiecznie powrócić na miejsce by w bezruchu udać, że nic się nie stało. Taka bezkarność, za wygłupy w latach edukacji nad liternictwem mogłaby mi dać większe możliwości w poznawaniu Świata niż przykładne ślęczenie w klasie! Dlatego dziś, w dobie dorosłości, powracam do sytuacji z Plakatu, by zadać sobie i innym pytanie, czy usunięcie wizerunku tytułowego Chłopaka z plakatu wprowadzi zamęt i zaniepokojenie wśród przechodniów, czy też chęć podążania za Szkódnikiem w celu przeżycia czegoś niecodziennego.
Dodatkową wartością obok wspominanego zanurzenia w dzieciństwo, była ogromna chęć spoglądania na plakaty, tak rzadko wtedy występujące. W czasach gdy poligrafia i telewizja była czarno-białe, plakaty wytwarzane ręką plastyka były lepsze od Vibovitu i barwniejsze od proszku IXI. Były stokroć cenniejsze w swojej wizualności i atrakcyjniejsze od dzisiejszego półproduktu.
Moje wspomnienie dedykuje tym wszystkim, którzy karmili nas bogatą szatą graficzną a przede wszystkim czeskim bajkopisarzom za rozdmuchany nadromantyzm z silnią do potęgi².
Robert Kuśmirowski
CHŁOPIEC Z PLAKATU
21 września 2012 r.
g. od 12:00
Główne działanie ul.Grodzka Lublin
dodatkowe lokalizacje to Kina: KOSMOS/BAJKA/WYZWOLENIE
Dzień dwudziesty drugi - Tomasz Bielak MIELENIE SŁOWA – RECYKLING WSPOMNIEŃ
Tomasz Bielak
MIELENIE SŁOWA – RECYKLING WSPOMNIEŃ
22 września 2012 r.
od godz. 10:00
Biblioteka Multimedialna ul. Szaserów 13-15
Dzień dwudziesty trzeci - Daniel Filipek JA NIE JESTEM GENIALNY, JA JESTEM FENOMENALNY
Tak mówił o sobie Tomek- mój przyjaciel, mistrz. Często włóczyliśmy się po zakamarkach lubelskiej starówki, śródmieścia i okolic rozmawiając, patrząc, czując fenomen miasta, człowieka. Każdy spacer z Tomkiem był jak skok na pędzącą lokomotywę nieustającego happeningu. Zaciek na murze, znaleziony śmieć czy kamyk stawał się niepowtarzalnym dziełem sztuki; przypadkowy kontakt z nieznajomymi przechodniami zamieniał się w intymne rozmowy o Bogu, Miłości i Sztuce- tym, co dla niego najistotniejsze. Przejście np. deptakiem na pl. Litewski mogło zająć od 30 minut do nawet 3 godzin. W pewnym momencie na deptaku właśnie, Tomek złapał, jak to w myślach nazywałem, zew intuicji. Zaczął pośpiesznie, nerwowo iść przed siebie, całkowicie bez kontaktu. Mogłem jedynie podążać za nim. Skręcił w ul. Kołłątaja i zatrzymał się przed bramą: "Idziesz czy nie?”- tylko spytał. Kiedy wszedłem na podwórko, on już wyjmował siekierę z rąk jakiejś staruszki i strofując ją, że ona taka starowina nie może się przeciążać, porąbał dla niej dużą stertę drewna na opał…
Tomek wytrącał z zastanej egzystencji; zaskakiwał zachowaniem kloszarda, choć zawsze elegancki i czysty; wulgarnością jak też elokwencją; absurdalnym dowcipem, intuicją, poczuciem empatii.
Przed bramą krakowską mieliśmy namalować białą linię prowadzącą w stronę ul. Koziej- jeden z naszych niedokończonych projektów…
Zapraszam na wspomnienie o Tomku Słowotwórcy.
Daniel Filipek
JA NIE JESTEM GENIALNY, JA JESTEM FENOMENALNY
23 września 2012 r.
g. 17:00
Brama Krakowska Lublin
Dzień dwudziesty czwarty - Marcin Kamola RADIO BOBROWNIKI
"Tu Radio Bobrowniki. Twoja zagubiona stacja. Stacja Ludzi Umarłych. Pożegnalna transmisja. Ostatnia audycja ostatniego radia."
Marcin Kamola
RADIO BOBROWNIKI
24 września 2012 r.
Godz.
Radio Centrum w Lublinie
Dzień 25 - Bogusław Byrski Człowiek z maszyną
Przychodzi mi do głowy chwila mojego życia kiedy postanowiłem zniszczyć wszystkie moje wiersze.
Zniszczyłem zapisane ręcznie kartki papieru z kilku lat. Co się z nimi stało nie wiem.
W głowie nie został ani jeden tekst. Cóż wiersze żyją gdzieś w podświadomości.
Filmy Georges Méliès uratowała jego wnuczka Madeleine Mathte-Melies.
Czekam na moją wnuczkę, może mnie uratuje.
25 września
godzina 20.00
Kino w Browarze ul. Bernardyńska 15
Dzień dwudziesty szósty - Irena Lipińska DWA NA JEDEN
Plac Łokietka Lublin
W mojej podstawówce i na koloniach często organizowano wybory miss. Za każdym razem byłam w końcowym etapie, ale… nigdy się nie udało. Szczególnie jedne "wybory” utknęły mi w pamięci kolonie - Szczawno Zdrój 1988. Było tak blisko, a jednak nie dość doskonale przyrządziłam popisowe danie z pomidorów i ogórków, przed obserwującą komisją. A mogłam wygrać, mogłam zatańczyć na dyskotece, zorganizowanej po wyborach, tańczyć cały wieczór z tym ślicznym chłopcem ze starszej grupy, ach… Pomyślałam, że może to nie pomidorowo-ogórkowe dzieło spowodowało odrzucenie, może to z powodu mojej wrodzonej nieśmiałości, a może pojawiających się na ciele pierwszych włosów czy tego, że nie umiem zbyt dobrze dwa na jeden…
Zawsze pozostaje własna inicjatywa.