II Lublin Jazz Festival, Art Studio i Filharmonia im. Henryka Wieniawskiego, 23–25.04.10
W ten sposób impreza organizowana przez Centrum Kultury uczyniła lublinian zainteresowanych jazzem normalnymi uczestnikami życia muzycznego, czyli takimi, do których przyjeżdżają artyści, a nie na odwrót.
Jeszcze niedawno o występie tak sławnego jazzmana jak John Scofield mogliśmy tylko pomarzyć. Najbardziej zdeterminowani jeździli do Warszawy i innych polskich metropolii albo nawet za granicę, by zaznać koncertowych rozkoszy serwowanych przez muzyków ze światowego panteonu.
Teraz wystarczyło kupić niezbyt drogi jak na taką gwiazdę bilet (120 zł), by mieć w wielu przypadkach w zasięgu spaceru koncert jednego z trzech największych współczesnych gitarzystów jazzowych.
Ale to skrócenie drogi do wielkich sław to nie jedyny walor festiwalu, którym kieruje Barbara Luszawska. Niezwykle pozytywna była także jego oferta stylistyczna. Każdy z pięciu koncertów był sposobnością do spotkania z innym jazzem. Mogliśmy posłuchać nawet improwizowanej muzyki wyrosłej z punk rocka.
Koncerty były różnorodne, ale wszystkie na wysokim poziomie koncepcyjnym i wykonawczym. W niezwykle ryzykownej formule solowego występu obronił się pianista Marcin Masecki, który w równym stopniu intrygował niebanalną grą muzyczną, co chwytami teatralnymi. Free jazz, podgatunek, który jest azylem dla wielu nieudaczników, będzie się długo kojarzył lublinianom ze znakomitym Maciej Obara Trio, dla którego wolność nie oznaczała anarchii.
Lublin Jazz Festival zapamiętamy też obrazami. Występowi John Scofield Jazz Quartet towarzyszyły wizualizacje Radka Bułtowicza, dzięki którym scena filharmoniczna nabrała plastycznego wdzięku. Pozostałe koncerty, które odbywały się w Art Studio w Chatce Żaka, zdobiła wystawa odlotowych plakatów Dana Grzeca, jak ulał pasujących do eksperymentalnego nastawienia muzyków.