Pomimo epidemii koronawirusa budowy idą pełną parą. Wydano też sporo pozwoleń na budowę. Gorzej niż przed rokiem jest tylko pod względem liczby rozpoczynanych inwestycji. Wyraźnie odbudowuje się zainteresowanie rynkiem mieszkaniowym.
Marcowe dane dotyczące budownictwa są zaskakująco dobre - oceniają eksperci.
– W wyniku zamknięcia urzędów można przecież było spodziewać się przejściowych problemów z wydawaniem decyzji o oddaniu do użytkowania czy nawet sporego spadku wydawanych pozwoleń na budowę. Póki co wszystko wskazuje na to, że te proceduralne przeciwności udaje się skutecznie przezwyciężać – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Deweloperzy nie odpuszczają
Sprawdza się to w przypadku deweloperów. W marcu otrzymali oni aż o blisko jedną czwartą więcej pozwoleń na budowę niż w analogicznym okresie przed rokiem. Dużo więcej niż w marcu 2019 roku oddano też mieszkań do użytkowania. Mieliśmy tu do czynienia z aż 17-proc. wzrostem w ujęciu rok do roku. Optymizm maleje jednak gdy patrzymy na dokonania deweloperów w obszarze nowych inwestycji. Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w marcu była co prawda o 5 proc. wyższa niż w lutym, ale już gdybyśmy porównywali marzec bieżącego roku do marca ubiegłego roku, to spadek jest na poziomie ponad 15 proc.
– W sumie trudno się temu dziwić. W pierwszych tygodniach epidemii niepewność spowodowała, że kupujących na rynku mieszkaniowym znacznie ubyło. Deweloperzy zadziałali więc niemal książkowo – ograniczając podaż nowych mieszkań – wyjaśnia Bartosz Turek. – Czas pokaże czy obserwowane po Świętach Wielkanocnych ożywienie ze strony kupujących przełoży się na wzrost nowych inwestycji w najbliższych miesiącach.
Gorzej sytuacja wygląda w przypadku inwestycji prowadzonych inwestorów indywidualnych. Pod tym względem mamy do czynienia ze spadkami nie tylko w przypadku liczby nowych inwestycji, ale też mniej niż przed rokiem było w tym wypadku decyzji o oddaniu do użytkowania czy nowych pozwoleń na budowę.
– To może sugerować, że część inwestorów po prostu ograniczyła poruszanie się lub natrafiają oni na poważniejsze niż deweloperzy problemy w kontaktach z administracją – ocenia Bartosz Turek.
Powrót do tradycji
Epidemia pokazała też, że deweloperzy łatwiej sprzedają nowe mieszkania, niż pojedyncze osoby radzą sobie ze sprzedażą na rynku wtórnym. Od pierwszych tygodni ograniczeń deweloperzy wdrożyli nowoczesne technologie - wirtualne wizyty, wideorozmowy czy nawet zdalne podpisywanie umów. Dziś widoczny jest już jednak powrót do normalnych spotkań w stacjonarnych, tradycyjnych biurach sprzedaży – wszystko z zachowaniem stosownych środków ochronnych takich jak maseczki, rękawiczki, dystans czy płyny dezynfekcyjne.
– Wbrew kasandrycznym wizjom formułowanym od pierwszych dni epidemii rynek mieszkaniowy wciąż działa – przyznaje Bartosz Turek. – Banki co prawda stawiają kredytobiorcom wyższe wymagania, ale utrzymują oferty hipoteczne w mocy. Sporo osób w tych niepewnych czasach dochodzi także do wniosku, że to właśnie nieruchomości będą dla nich bezpieczną przystanią dla kapitału.
Myślenie takie może się nasilać wraz z osuwaniem się oprocentowania lokat w okolice 0,5 proc. przy rosnącej inflacji.
Coraz więcej chętnych
Wstępne dane z wyszukiwarki Google sugerują, że zainteresowanie mieszkaniami z tygodnia na tydzień jest coraz większe.
– Od dołka z tygodnia zaczynającego się 5 kwietnia obserwujemy już wzrost zainteresowania mieszkaniami o 130 proc. – dodaje Bartosz Turek.
Zdaniem analityków, w najbliższych tygodniach zainteresowanie mieszkaniami w dużych miastach powróci do poziomów z kwietnia 2019 roku.