- Przed pięcioma laty badałam agresję uczniów wobec rówieśników. Wśród chłopców zdecydowanie pojawiała się agresja fizyczna. Dziewczęta mocno odczuwały słowną. Wtedy raziło je jeszcze wulgarne słownictwo. Teraz potok wulgarnych słów narasta.
•Jakie teraz chce pani podjąć badania?
- Po długim majowym weekendzie przeprowadzę ze stażystami ankietę w drugich klasach gimnazjów. Będę pytać o zjawiska, jakie zagrażają młodzieży. Spytam o alkohol, narkotyki
i przemoc.
•Co panią niepokoi najbardziej?
- W naszej poradni zauważamy coraz więcej negatywnych skutków wyjazdu rodziców w poszukiwaniu pracy za granicą. Bije to w nastolatków. Brak choćby jednego z rodziców w procesie wychowawczym powoduje duże zmiany w zachowaniu dzieci. Ludzie, wyjeżdżając za pieniędzmi, tracą więzi rodzinne. Zaburzone pozostają relacje w rodzinach. Sprawdzę, czy te zagrożenia się nasilają.
•W bialskich szkołach realizowanych jest kilka programów zapobiegania przemocy. Jak je pani ocenia?
- Służą profilaktyce. Mają nauczyć młodzież właściwego postrzegania własnej osoby, podniesienia samooceny i nauczenia asertywności. To jedno ze źródeł rozwoju dzieci i przeciwdziałania przemocy.
•Wiele czasu poświęca pani zajęciom w "szkole dla rodziców”? Na czym polega ta szkoła?
- Przez dziesięć tygodni realizuję program psychoedukacyjny w grupach liczących po 12-16 osób. Zgłasza się wielu rodziców, którzy chcą się nauczyć, jak radzić sobie z dziećmi, jak rozwiązywać konflikty. Miałabym apel do pana posła Romana Giertycha, aby pieniądze, które jego partia tak chętnie wydaje na becikowe, przeznaczyć właśnie na takie szkoły. Trzeba inwestować w rodzinę, bo właśnie tam dzieci czerpią wzorce.
•Wielu rodzicom wydaje się to zbyteczne...
- Patologia zaczyna się, kiedy dziecko nie czuje, że jest akceptowane przez rodziców, kiedy rwą się rodzinne więzi. Wtedy szuka akceptacji gdzie indziej. Znajduje ją w gangu albo w innej destrukcyjnej grupie.