Setne urodziny obchodziła w piątek pani Ewa Zalewska, mieszkanka lubelskiego Domu Pomocy Społecznej „Betania”. Swym życiorysem, z którym wkrótce będzie można się zapoznać, mogłaby obdzielić z powodzeniem kilka osób. Jej recepta na długowieczność to dbanie o siebie i obdarzanie innych przyjaźnią
Jak wygląda życie z perspektywy 100-latki? – Składa się z samych niespodzianek. Przede wszystkim. Bo niczego się nie spodziewałam: ani chorób, ani tego, co dobre – przyznaje Ewa Zalewska. Sama już nie chodzi, słuch jej szwankuje i wzrok już nie ten. Ale intelekt ma wciąż sprawny, nastrój pogodny, duszę rozmowną, a w żwawym spojrzeniu tę samą iskrę, co dziewczyna z czarno-białych fotografii wywieszonych na urodzinowej imprezie.
Wiek bezsilności
Na urodzinach był tort, piosenki, mnóstwo kwiatów, życzenia od władz miasta, a nawet list od premiera. – Zawsze śpiewaliśmy „sto lat, sto lat”, uważając, że jak już się dojdzie do tego wieku, to człowiek będzie szczęśliwy. To wcale tak nie jest – zauważa Jacek Bocheński, młodszy brat jubilatki. – Jak człowiek dożywa tych stu lat, przede wszystkim się orientuje, że jest bezsilny. Że jest pozbawiony najprostszych sprawności życiowych, fizjologicznych, które są rzeczami intymnymi, a zdane są na kompetencje innych osób, bo samemu już się podołać nie może. To nie jest sytuacja człowieka szczęśliwego, tylko przeżywającego nieustanną rozpacz. To jest sto lat.
– Oj prawda, oj prawda – przytakuje bratu pani Ewa, choć nawet przez chwilę nie sprawia na imprezie wrażenia zrozpaczonej. Jeżeli to tylko gra, to wręcz oscarowa. Od półtora roku mieszka w Domu Pomocy Społecznej „Betania” przy al. Kraśnickiej, którego pracownicy pomagają jej w codziennych czynnościach.
Dom jak prawdziwy
– Tutaj tyle doznałam dobroci i przyjaźni. Naprawdę nie wiedziałam, że coś takiego może być, że tylu ludzi jest przyjaciółmi dla mnie. A ja, niestety, ślepa, głucha, z jedną ręką czynną. Taki los staruszki stuletniej, ale doczekałam tych czasów, że czuję się lubiana i ja wszystkich lubię – mówi jubilatka.
Pytana o marzenia odpowiada bez zastanowienia: – Żebym mogła zrobić coś dla domu Betania, żeby im się odwdzięczyć i wyprosić dla nich pomoc, żeby mogli przyjąć więcej pracowników i żeby im pensje podnieśli – mówi kobieta, pełna podziwu dla personelu. – Nie chodzą, tylko biegają.
– Obiecuję, że dopełnię o to, czego pani prosiła – deklaruje Monika Lipińska, zastępca prezydenta Lublina. Obiecuje też, że placówka będzie mogła przyjąć więcej seniorów. – Będziemy rozbudowywać ten dom.
Historia 100 lat życia
Wyraziste niczym oczy pani Ewy są również jej wspomnienia zbierane przez 100 lat. Wkrótce będzie je można przeczytać na stronie ośrodka „Brama Grodzka-Teatr NN”, który dokumentuje historię miasta i jego mieszkańców. – Przez prawie trzy miesiące przychodziłam tutaj i rozmawiałyśmy o życiu pani Ewy. O dzieciństwie, o młodości, wojnie, czasach PRL i doszłyśmy do współczesności – mówi Joanna Majdanik z „Bramy Grodzkiej”. Szczególnie zwraca uwagę na jedno, z Teatru Osterwy, gdzie pani Ewa chadzała jako dziecko. – Razem ze swoją siostra cioteczną odgrywały później te przedstawienia w domu.
Życiorysu Ewy Zalewskiej starczyłoby dla kilku osób. Urodziła się w Lublinie w 1919 r., z przyczyn zdrowotnych wyjechała jako 13-latka do babci prowadzącej pensjonat w Zakopanem, później do Lwowa, Wilna i Brześcia. Następna miała być Warszawa, ale wojna zniweczyła plany i rodzina osiadła w Ursusie. Później był Chełm, mężczyzna życia, ślub (1944 r.), przenosiny do Mławy, następnie Lublina. Praca w redakcji, etat w urzędzie, ciąża, dzieci, oddanie się prowadzeniu domu, śmierć męża (1976 r.), troje wnuków i prawnuczka.
W taki sposób zleciał czas do setnych urodzin, podczas których nieuniknione są wręcz pytania o to, jak dożyć takiego wieku. Oczywiście takie pytanie padło.
– Dbać o siebie – radzi stulatka. – Nie stresować się, żyć w zgodzie z całym światem, być zadowolonym z siebie i wszystkich naokoło, cieszyć się przyjaźnią i darzyć wszystkich przyjaźnią.
Elitarny klub kobiet
Ewa Zalewska jest jedną z 32 mieszkających w Lublinie osób mających ukończone 100 lat. – Najstarszą osobą jest 106-letnia kobieta – informuje Olga Mazurek-Podleśna z Urzędu Miasta. W gronie lubelskich stulatków jest tylko trzech mężczyzn.
Zgodnie z prawem każdemu, kto skończył 100 lat przysługuje od ZUS tzw. świadczenie honorowe wynoszące 4 tys. zł miesięcznie. – W ciągu tygodnia przesyłam do centrali dwa, trzy wnioski o przyznanie świadczenia honorowego – mówi Marta Strus, zastępca dyrektora lubelskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. – W większości dotyczą kobiet, mężczyźni są rodzynkami.