Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

29 grudnia 2018 r.
17:11

Interesuje nas to co na scenie, ale i na widowni. Jaka jest lubelska publiczność?

Grzegorz Kondrasiuk i Jarosław Cymerman<br />
Grzegorz Kondrasiuk i Jarosław Cymerman
(fot. Maciej Kaczanowski)

Rozmowa z Grzegorzem Kondrasiukiem i Jarosławem Cymermanem, autorami książki „Scena Lublin”.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

• To książka o teatrze?

Grzegorz Kondrasiuk: – Tak, ale o teatrze, który nie ogranicza się tylko do budynku, do sali z widownią. Książka powstała z włóczenia się po mieście, podglądania. Piszemy o spektaklach granych w Lublinie, począwszy od występów aktorów Wojciecha Bogusławskiego aż do dziś. Ale też o samym Lublinie, patrząc na jego przemiany jak na spektakl, który trwa nie przez godzinę czy dwie, ale kilkaset lat. Ulice, place, parki to scenografia, która nieustannie się zmienia, a grają tu siebie samych wielcy ludzie naszej historii oraz, przede wszystkim, zwykli mieszkańcy. Aktorami są także ważne symboliczne lubelskie artefakty.

Jarosław Cymerman: – Dla nas to miejsce, w którym się spotyka wiele rzeczywistości społecznych, politycznych, obyczajowych. Taki rodzaj punktu obserwacyjnego. Interesuje nas nie tylko na to, co dzieje się na scenie, ale też na widowni czy wokół widowni. Traktujemy teatr jako punkt wyjścia do rozmowy o sprawach szerszych.

G.K. – I spotkanie teorii z praktyką. W moim przypadku - zanim zacząłem o teatrze i mieście pisać naukowo, przez lata testowałem te sprawy w praktyce, m.in. współorganizując pierwsze Noce Kultury czy kampanię walki o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, gdzie powracało hasło „Człowiek-Miasto”. A przecież pomysł patrzenia na Lublin jak na żywą, ludzką istotę nie jest bynajmniej współczesnym wynalazkiem - wraca co jakiś czas, poczynając od legend, choćby od tej założycielskiej o śnie Leszka Czarnego. Przykładów wystarczyło nam na cały długi rozdział książki.

• Mam wrażenie, że motyw przewodni „Sceny Lublin” to lubelska publiczność. Więc jaka ona jest?

J. C. – Stawiamy pytanie, czy istnieje coś takiego jak „gust lubelski”. Już dawno pisano, że Lublin jest artystycznym przedmieściem Warszawy. Co warszawskie uchodziło u nas za lepsze. Tego typu opinii nie brakuje i dziś. W książce jednak opisujemy przede wszystkim te momenty, gdy lubelska publiczność próbowała zdobyć się na autonomię. Szczególnie dało się to odczuć wtedy, gdy w mieście pojawił się teatr alternatywny, wytworzyła się publiczność studencka: krytyczna, mająca swój gust, odrzucająca teatr mieszczański.

• A dziś?

G.K. – Bieżące sprawy załatwiamy na co dzień jako krytycy teatralni: cała nasza trójka (trzecim autorem „Sceny Lublin” jest Dominik Gac) para się tą niewdzięczną profesją. Książka kończy się jakieś pięć lat temu, na zmianach związanych przebudową śródmieścia czy ustabilizowaniem się dużych miejskich festiwali jako głównych emanacji kultury lubelskiej. Pozwoliłem sobie na taki antropologiczny żart i napisałem, że w symbolicznym centrum miasta, na Placu Litewskim, rytualnie ścięliśmy nasz święty totem - Baobab, który definiował to miasto, przydawał mu swojskości, niepowtarzalności, w dodatku przechowując pamięć o XIX-wiecznych praktykach oporu wobec kolejnych okupacji. Zamiast tego mamy dziś nowoczesną, gładką przestrzeń - z usuniętym, ważnym fragmentem miejskiego mitu - i czekamy na to, co z tej nowej epoki się wyłoni. Natomiast w kulturze dostrzegamy odpływ widzów z sal teatralnych na spektakle masowe.

J.C. – 10 lat temu na Noc Kultury ludzi przyciągały darmowe spektakle czy koncerty. Dziś przebojem tego wydarzenia są na przykład wiszące parasolki.

• Organizatorzy Nocy Kultury tak układają program, by w mediach społecznościowych pojawiło się jak najwięcej zdjęć z imprezy.

G.K. – Może za 10 lat trzeba napisać kolejną książkę na ten temat? Kultura popularna nie jest niczym nowym i nie należy jej skreślać, usuwać z pola widzenia, przykładając wyłącznie kryteria artystyczne. To trudno uchwytny wątek, ale w historii lubelskich widowisk można wskazać te doniosłe społecznie, kształtujące nas wszystkich spotkania, łączące ludzi w demonstrowaniu, celebrowaniu wspólnej tożsamości. Fascynujące są archiwalne zdjęcia lubelskich tłumów. Na pierwsze Noce Kultury ludzie też po coś wyszli. Pisałem wtedy, że odzyskaliśmy miasto.

• I znów je straciliśmy?

J. C. – Chyba nie - w końcu ludzie wyszli z domów na dobre. Działania artystyczne w przestrzeni miasta cieszą się w Lublinie sporą popularnością. Trudno mieć do ich uczestników pretensje, że przy okazji zrobią selfie i pójdą na piwo.

G.K. – Może to trochę utopijne, ale nas interesuje celowość widowisk, ich skuteczność. Zbiorowość i wartości to kontrowersyjny dziś temat. Teatr to nie tylko piękne kłamstwo na scenie. Choćby te zaskakujące momenty, kiedy teatr splata się z historią w jej bezpośrednich manifestacjach. W nieistniejącym dziś teatrze Rusałka w 1918 roku odbył się wiec, na którym Ignacy Daszyński wygłosił płomienne wielogodzinne przemówienie do robotników. Dodajmy ten szczegół w roku obchodów setnej rocznicy Niepodległości.

• Piszecie , że Teatr Rusałka miał na widowni tysiąc miejsc. Tyle co dziś Sala Operowa Centrum Spotkania Kultur.

G.K. – Na temat Rusałki mamy tylko wspomnieniowy esej Mirosława Dereckiego, trochę stron w książce historyka teatru Stefana Kruka. Są afisze, kilka pocztówek, plan budynku... i ani jednego zdjęcia wnętrza. Kolejny niedokończony temat.

J.C. – Takich tematów i miejsc było o wiele więcej. Wystarczy wziąć do ręki dowolną lubelską gazetę z okresu międzywojennego. Dużo działo się nie tylko w Rusałce, ale także w kinach, salach koncertowych, kabaretach, rewiach, kawiarniach...

• Kiedy scen teatralnych było najwięcej?

J.C. – Wydaje się, że w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Działał wtedy Teatr Wielki (dziś im. J. Osterwy), Teatr Stary przy Jezuickiej, wspomniana Rusałka, Teatr Letni na Bronowicach, sceny kabaretowe przy Krakowskim: Teatr Mały, teatr w kinie Luwr, w którym śpiewała Ordonka. Do tego niemalże każde kino - Apollo, Korso, Oaza itd. - miało swój program artystyczny, nie tylko filmowy.

G.K. – Ówczesny wieczór atrakcji był długi.

J.C. – Często to była jednoaktówka lub dwie, koncert i pokaz filmowy.

G.K. – A wcześniej były jeszcze teatry letnie. Miasto się rozbudowywało i widownie się rozbudowywały. Większość tych lubelskich przybytków sztuki i rozrywki dziś już nie istnieje, a o niektórych nie wiemy prawie nic. Na przykład w końcu XIX wieku przy Krakowskim Przedmieściu postawiono drewnianą budę cyrkową, a obok niej panoramę i strzelnicę. Spłonęły w pożarze, a trzy lata później na tej działce rozpoczęła się budowa reprezentacyjnego budynku Kasy Przemysłowo-Handlowej (dzisiejszy Grand Hotel - przyp. aut.). Ciągle czeka na dobre opisanie teatr jezuicki w Lublinie, okres dwudziestolecia międzywojennego i PRL. Jest to potrzebne choćby po to, by pokazać liczbę i różnorodność tych widowisk. Często miały one charakter sezonowy. Artyści występowali w Lublinie kilka tygodni i wyjeżdżali.

• Coś po nich zostawało, gdy już wyjechali?

J.C. – W naszej książce pytamy, jak widowiska wpływały na miasto i jak miasto wpływało na to, co było grane. Przez ogromną większość XIX wieku teatr nie był traktowany jako sztuka wysoka. Wystarczy porównać Teatr Stary z Teatrem Osterwy. Stary to budynek niewielki, wzniesiony bardzo szybko, z ozdobami, ale jednak dość oszczędnie. Natomiast Teatr Wielki (dziś Osterwy) był budowany jako salon dla miasta. Ponoć był to jeden z najnowocześniejszych budynków teatralnych w ówczesnej Europie. Tak przynajmniej pisano w prasie, w to lublinianie chcieli wierzyć. Na projektach, które pokazujemy w książce, widać np. podnoszoną widownię. Mechanizm, który zmieniał kąt nachylenia widowni w stosunku do sceny.

• Są gdzieś takie teatry?

J.C. – Ten sam projektant - Karol Kozłowski - zrealizował to w teatrze w Mińsku. Projekt lubelski, co typowe dla naszego pięknego miasta, nie został do końca zrealizowany. Powinno być jeszcze jedno skrzydło: od ul. Kapucyńskiej. Niemniej jednak co najmniej do końca XX wieku teatr przy Narutowicza działał jako salon miasta. Odbywały się tam uroczyste akademie, imieniny Marszałka Piłsudskiego, przemówienia wygłaszał Bierut. W swoim czasie gubernator rosyjski i Hans Frank mieli tam swoje loże.

• Piszecie też o okresie, gdy Lublin nie miał swojego teatru. Przyjeżdżał teatr z Łucka.

J.C. – W latach 30. Lublin jako jedyne miasto wojewódzkie w Polsce doprowadził do tego, że jego rodzima scena upadła. Wcześniej scena odradzała się co sezon. Miasto mianowało nowego dyrektora, obiecywało stałe finansowanie. W 1933 roku zamknięto miejski teatr i zdecydowano się na coś, co dziś nazwalibyśmy franczyzą. Teatr Wołyński z Łucka miał w obowiązku dwa razy w miesiącu przygotować w Lublinie premierę. To nie był zły teatr, ale musiał się mierzyć z problemem teatralnie niewyrobionej publiczności, stąd grano dużo repertuaru rozrywkowego.

• A jak jest dziś?

J.C. – Mam wrażenie, że jesteśmy w momencie przewartościowania miejsca teatru w przestrzeni publicznej. Do tego zanika prasowa krytyka i co za tym idzie następuje rozchwianie kryteriów. Pracuję na uczelni, na Wydziale Humanistycznym UMCS. Zdarza się, że ludzie przynoszą mi siatki programów teatralnych z lat 60., 70., 80. Zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że dziś ci ludzie już tak aktywnie do teatru nie chodzą. A stanowili oni szczególny rodzaj widza. Taki, który kupił program, przeczytał go i zachował. Tego typu widz jest dziś zjawiskiem dużo rzadszym. Zarazem istnieje ogromna publiczność, która chodzi na spektakle komercyjne, które są kompletnie poza systemem. Nie są one poddawane jakiejkolwiek krytyce prasowej, internetowej, branżowej. Często nawet nie są one odnotowywane w corocznych spisach premier teatralnych w Polsce. A publiczność na nie chodzi, płaci dużo za bilet i ma poczucie, że uczestniczy w życiu teatralnym.

G.K. – To bardzo często teatr, który poza czystą rozrywką jest pozbawiony szerszych odniesień. Z drugiej strony mamy teatr, który się określa jako „współczesny”, „eksperymentalny”, „krytyczny”, w istocie zaadresowany do wąskiej grupy myślących tak samo. Teatr, w którym publiczność jest pouczana na tzw. tematy światopoglądowe w zbyt prosty sposób, niczym nic nie rozumiejący głupi Jasio.

J.C. – Szalenie ważne w teatrze jest też to, że pewne problemy przenosi piętro wyżej. Na scenie bardzo często posługiwano się publicystyką, odwoływano do aktualnych wydarzeń. Daleko szukać nie trzeba - „Dziady” czy „Wesele” są wyprowadzone z autentycznych wydarzeń. Publicystyka powinna być jednak przefiltrowana przez sztukę. Tego dziś często teatrowi brakuje.

• Może dziś już nie ma takiej potrzeby?

G.K. – To jest taka subtelna kwestia: czy dobry teatr tylko zaspokaja potrzeby, czy potrafi je też wywoływać?

• Za to cyrk do Lublina wrócił. I to z pompą.

G.K. – Bo to widowisko, które jest wściekle skuteczne. Cyrk zawsze był bardzo silnym konkurentem dla teatru. Tak było kiedyś i tak jest nadal. Niejaki Colber w latach 20. XIX wieku przechadzał się po drucie rozpiętym pomiędzy Wieżą Trynitarską a jedną z kamienic przy Królewskiej. Ale to nie wszystko - jak można przeczytać w artykułach historyka Krzysztofa Gombina - jeździł po nim taczką, w której woził dzieci... Trudno się dziwić, że teatr wobec takich atrakcji bywał bezradny. Myślę o tym czasem podczas Carnavalu Sztukmistrzów oglądając high-linerów na Starym Mieście. Zresztą - pozwalam sobie na wiarę w cyrk prawdziwie artystyczny, który nie traci swojej autonomii. I mam na to dowody, oglądane właśnie na Carnavalu.

• W waszej książce znalazła się fotografia z 1966 roku przedstawiające pochód pierwszomajowy…

J.C. – To był czas obchodów tysiąclecia państwa polskiego i milenium chrztu Polski.

G.K. – Szczególny rok. Toczyła się walka na widowiska pomiędzy kościołem i PRL-em, prymasem Wyszyńskim i partią.

• Na jednym zdjęciu na platformie jadą żołnierze w niemieckich mundurach, na kolejnym ludzie w obozowych pasiakach niosą wieżyczkę strażniczą...

J.C. – Makietę wieżyczki niosą pracownicy muzeum na Majdanku przebrani w obozowe pasiaki, wokół których chodzą z psami inni pracownicy w mundurach gestapo... Nas to dziś szokuje, bo zapomnieliśmy już jak wyglądała gomułkowska propaganda. Miało to przywołać demony i przypomnieć, kto stoi na straży, by one nie wróciły.

• Najciekawsze przeżycia teatralne ostatniego czasu?

J.C. – Moje zdarzyły się na poboczach teatru. W takich miejscach jak Dom Kultury Węglin czy Galeria Piękno Panie w początkach swojej działalności. Gdy czuje się znużenie mainstreamem to okazuje się, że bardzo dużo dzieje się poza nim. Jest mnóstwo ludzi, którzy robią rzeczy absolutnie wykraczające poza mury naszego miasta. Ciągle np. nie przebiło się do świadomości lublinian, że malutki teatrzyk działający przy Centrum Kultury - Czytelnia Dramatu wygrał niedawno Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Jego twórca - Daniel Adamczyk - odbierał nagrodę obok Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, którzy zostali nagrodzeni za spektakl w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie.

G.K. – Dla mnie najlepszy spektakl w ostatnim czasie to ten oglądany przez okno pociągu na trasie Wrocław-Katowice-Lublin. Niezapomniane widowisko pełne dramaturgii, podzielone na akty, z ciekawą współczesną fabułą i wieloma zwrotami akcji.

• A co najlepszego w teatrze w mijającym roku?

G.K. – Chodzi o Lublin? Nie mogę się wypowiedzieć, bo jako krytyk zgrzeszyłem i sam wyszedłem na scenę.

• W „Bandytach w piekle” Joanny Lewickiej?

G.K. – Tak. Mam za swoje.

J.C. – Kapitalny był Wieloryb The Globe z Globiszem w Teatrze Starym, ale to chyba był zeszły rok. Utkwił mi w pamięci też monodram „Grając Maggie” Pipa Uttona w DDK Węglin w ramach cyklu T1A Historia. Zupełnie inne aktorstwo niż to, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Dostarczył takich wrażeń, których się człowiek wychodząc z domu kompletnie nie spodziewa.

• Uczycie młodych ludzi. Chodzą do teatru, bo lubią, czy dlatego, że muszą?

J.C. – Tych co nie chcą, nie można zmusić. Istnieje wąska grupa, która fascynuje się teatrem. Jest ona jednak zdecydowanie za mała. Dwa lata temu jechałem pociągiem na „Dziady” bez skreśleń w reżyserii Michała Zadary do Wrocławia. Nagle się zorientowałem, że spora część osób obok mnie też jedzie na ten spektakl. Wszyscy w młodym wieku, studenci, licealiści. We Wrocławiu młodzi ludzie wypełnili Teatr Polski po brzegi i przez 14 godzin oglądali i słuchali Mickiewicza. A że i Lublinie może być podobnie, świadczy dziesięcioletnia działalność powołanego oddolnie przez Artura Markowskiego Akademickiego Koła Miłośników Teatru, które organizuje wspólne wyjścia do teatru i potrafi rocznie rozprowadzić w Lublinie ponad tysiąc biletów.

G.K. – Czasem opowiadam o mojej dewizie, jeśli chodzi o wrażliwość teatralną: krytyk powinien mieć przede wszystkim twardą dupę. Nie liczyć na wielogodzinne wstrząsy estetyczne, ale łowić te minuty czy sekundy teatru dotykającego tego co istotne. A one się ciągle zdarzają.

Dominik Gac, Jarosław Cymerman, Grzegorz Kondrasiuk, „Scena Lublin”. Wydawnictwo Fundacja Teatrikon. Książka nagrodzona w konkursie WBP im. H. Łopacińskiego na Książkę Roku 2017 Wawrzynem Pawła Konrada, pierwszego drukarza lubelskiego. Dostępna w lubelskich księgarniach oraz w księgarni internetowej www.przecinek.org

Pozostałe informacje

Groził kobiecie, że "odstrzeli jej głowę". Agresor już za kratkami
na sygnale

Groził kobiecie, że "odstrzeli jej głowę". Agresor już za kratkami

Pijany 60-latek z gminy Puławy w tym tygodniu wszczął awanturę, w trakcie której próbował zmusić swoją partnerkę do zameldowania go w jej mieszkaniu. Groził jej śmiercią. Wcześniej szarpał i popychał. Przerażona zadzwoniła po pomoc.

Wystawa 100 lat żużla już otwarta. Co można zobaczyć?
ZDJĘCIA
galeria

Wystawa 100 lat żużla już otwarta. Co można zobaczyć?

Tego wydarzenia nie może przegapić żaden, prawdziwy kibic czarnego sportu. Od czwartku w Lublinie można podziwiać wystawę „100 lat sportu żużlowego”.

Tegoroczny festiwal muzyczny organizowany przez stowarzyszenie Dwa Brzegi ma nawiązywać do historii księżnej Izabeli Czartoryskiej

Środki na puławskie imprezy podzielone. Kto dostał najwięcej?

Koncerty, pikniki, festiwale. Szesnaście wydarzeń kulturalnych otrzyma w tym roku finansowe wsparcie ze strony puławskiego Ratusza. Suma dotacji wyniosła 350 tys. zł. Jedna trzecia tej sumy trafi zasili imprezę z okazji 280. rocznicy urodzin Izabeli Czartoryskiej.

Tablica to część szerszego projektu poświęconego upamiętnianiu ofiar niemieckich okupantów w czasie II wojny światowej, współorganizowanego przez Urząd Marszałkowski w Lublinie

W Lubartowie pamiętają o żydowskich ofiarach wojny

Lubartów dołączył do miast, które znalazły miejsce na pamiątkową tablicę ufundowaną przez samorząd wojewódzki dla żydowskich ofiar niemieckiej akcji Reinhardt. Tablica zawisła na ścianie galerii Powiatowego Młodzieżowego Domu Kultury przy ul. Słowackiego.

Tak się skończyła ucieczka młodego kierowcy przed policją

Promile we krwi, a samochód w stawie. Tak się skończyła ucieczka 19-latka

Był pijany i wiedział o tym. Dlatego gdy policjanci chcieli go zatrzymać, zaczął uciekać. To się skończyło nieciekawie dla młodego, 19-letniego kierowcy.

Artur Bożyk świetnie wprowadził się do zespołu z Łęcznej

Artur Bożyk: Do Olsztyna jedziemy po komplet punktów

Rozmowa z Arturem Bożykiem, trenerem piłkarek Górnika Łęczna

46-letni mężczyzna został zatrzymany, a decyzją sądu również aresztowany tymczasowo

Święta spędzi za kratkami. Bo krzywdził żonę i córki

Nie będzie świąt w rodzinnej atmosferze. 46-letni mężczyzna spędzi je w więzieniu. Został właśnie tymczasowo aresztowany za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad swoimi najbliższymi.

Na miejsce ściągnięto policję i straż pożarną

Alarm na osiedlu. Polał drzwi benzyną i podpalił

Na trzeźwo najpewniej poradziłby sobie inaczej. Ale 46-latek z Lublina był pijany. I gdy nie mógł dostać się do mieszkania, polał drzwi wejściowe benzyną i podpalił.

Daniel Koczon prowadzi Lubliniankę od początku sezonu 24/25

Daniel Koczon (Lublinianka): Zapraszam kibiców na nasze mecze, nudy na Wieniawie nie ma

Lublinianka na początku rundy wiosennej szybko wpadła w dołek. Najpierw przegrała u siebie z Tomasovią 0:2, a później straciła trzy bramki przewagi i tylko zremisowała na wyjeździe z Huraganem Międzyrzec Podlaski 3:3. Piłkarze Daniela Koczona świetnie odpowiedzieli jednak na te niepowodzenia. Najpierw pokonali w meczu na szczycie Stal Kraśnik, a następnie sami odrobili trzy gole i wygrali z Górnikiem II Łęczna... 5:4.

Rekrutacja na studia. Czas start. UMCS kusi nowościami

Rekrutacja na studia. Czas start. UMCS kusi nowościami

W czwartek rozpoczęła się rekrutacja na studia na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Uczelnia czeka na przyszłych studentów. Poza swoją stałą ofertą kierunków, w tym roku kusi również nowościami. W czym można wybierać?

Lucjan Kotwica

Były starosta radzyński wraca do podstawówki. Ale w innej roli

Były starosta pokieruje szkołą podstawową w Radzyniu Podlaskim. Wcześniej Lucjan Kotwica był już nauczycielem w radzyńskich placówkach.

Prognoza na świąteczny weekend: Ciepło, słońce i bez opadów
film

Prognoza na świąteczny weekend: Ciepło, słońce i bez opadów

Przed nami cztery dni z wyraźną przewagą słońca i wysokich temperatur. Będzie ciepło, pogodnie i prawdziwie wiosennie – w sam raz na świąteczny weekend i mokry Śmigus-Dyngus!

Dyrektorka szkoły z zarzutami. Żądała przeprosin dla pani wójt

Dyrektorka szkoły z zarzutami. Żądała przeprosin dla pani wójt

Pełniąca obowiązki dyrektora Szkoły Podstawowej w Trzeszczanach usłyszała przed świętami prokuratorskie zarzuty. Śledczy uważają, że żądając od jednej z nauczycielek przeprosin dla pani wójt i od tego uzależniając zatrudnienie, przekroczyła swoje uprawnienia.

Courtney Ramey w Zielonej Górze zaprezentował gorszą formę

PGE Start Lublin - Dziki Warszawa, czyli okazja do rehabilitacji

PGE Start Lublin w sobotę o godz. 17.30 podejmie Dziki Warszawa. Po porażce czerwono-czarnych w Zielonej Górze w ich obozie zrobiło się trochę nerwowo. Transmisję zapowiada Polsat Sport.

Paczki z więzienia dla bohaterów. Funkcjonariusze pamiętali

Paczki z więzienia dla bohaterów. Funkcjonariusze pamiętali

W przedświątecznej atmosferze funkcjonariusze Zakładu Karnego w Chełmie po raz kolejny pokazali, że pamięć o bohaterach nie przemija. W ramach IX edycji ogólnopolskiej akcji „Wielkanocna Paczka dla Bohatera” odwiedzili kombatantów mieszkających w Chełmie i okolicach, m.in byłych żołnierzy AK, uczestników Powstania Warszawskiego, a także więźniów obozów koncentracyjnych.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium