Rozmowa z Ivanem Davydenko, pracownikiem jednej z lubelskich instytucji kultury
- Jak się dowiedziałeś?
– Obudziłem się, sięgnąłem po telefon, był rozgrzany od wiadomości.
- Gdzie mieszka twoja rodzina?
– W Żytomierzu. Są tam moi rodzice i siostra z narzeczonym. Rano siostra wysłała mi nagranie pożaru po ostrzale rakietowym tamtejszego lotniska wojskowego. To ze trzy kilometry od miejsca, w którym mieszkają. Obudził ich huk.
Trudno ocenić, czy w mieście jest panika, natomiast na pewno ludzie pakują tzw. walizki alarmowe, przygotowują się na shutdown. Niektórzy o 5 rano byli już przy bankomatach, na stacjach benzynowych.
- Jak sytuacja wygląda teraz?
– Już nie zatankujesz ani nie wyciągniesz gotówki. Stacje benzynowe są puste, połowa bankomatów nie działa, być może przez atak hakerski. A z tych, które działają, od godz. 11 czasu kijowskiego ograniczone są wypłaty gotówki.
- Banki są otwarte?
– Tak, ale mój ojciec był w banku ok. 10. Nie dał już rady skorzystać z konta.
- Jaki plan ma twoja rodzina? Wyjeżdża?
– Jeszcze rano nigdzie się nie wybierali, ale teraz i mama, i siostra są coraz bardziej na tak. Problem jednak w tym, że wyjechać z Żytomierza można już tylko prywatnym transportem. Skasowano połączenia międzynarodowe. Moja znajoma uciekła wczoraj z Kijowa, jest w Żytomierzu. Dalej nie pojedzie, bo jej właśnie skasowali bilet na autobus. Kto zdążył polecieć samolotem to musiał za to naprawdę sporo zapłacić. Lot z Kijowa do Warszawy w tym tygodniu kosztował 8 tys. z hrywien, czyli ok. 1000 zł.
- Co mówią ukraińskie media?
– Cały czas lecą nowe rządowe instrukcje co trzeba robić. Instytucja typu MPWiK apeluje, by robić zapasy wody. Informują co robić jak odłączą prąd i gaz. Jakie zakupy zrobić. Bo ludzie rzucili się do sklepów i wykupili np. całą mąkę. Tylko co można zrobić z mąką bez gazu i prądu?