Wydaje mi się, że to jest ważne, abyśmy jako chrześcijanie potrafili zobaczyć, że śmierć jest tylko wydarzeniem, przez które musimy przejść, ale przechodząc do nieśmiertelności – mówi Tomasz Dostatni, dominikanin.
Dziewięć lat temu z ojcem Janem Górą wracałem z Jamnej w okolicach Zaduszek. Jechaliśmy do Katowic, gdzie spotkaliśmy się z arcybiskupem Damianem Zimoniem, który w tych dniach kończy 90 lat. I on nam powiedział taką myśl, która mnie od tamtego czasu nurtuje. Mówił do nas, w końcu do księży, do kaznodziejów: „Nie mówicie o śmierci, mówcie o nieśmiertelności”. Wydaje mi się, że to jest ważne, abyśmy jako chrześcijanie potrafili zobaczyć, że śmierć jest tylko wydarzeniem, przez które musimy przejść, ale przechodząc do nieśmiertelności. Wydaje mi się, że my ciągle o tym zapominamy. Boimy się śmierci i to jest oczywiste. Boimy się cierpienia i to jest oczywiste.
Ale musimy w sobie, jako chrześcijanie, nieść nadzieję i nieść wiarę, że z momentem śmierci nasza wędrówka się nie kończy.
Za co dziękować
Tu trzeba sobie drugą rzecz powiedzieć: wszyscy jesteśmy równi w odniesieniu do śmierci i wszyscy ten próg musimy przejść w taki czy w inny sposób. Ale ten czas zaduszkowy, czas pogrzebów najbliższych, w których uczestniczymy – to jest taki czas, żebyśmy potrafili dziękować za ludzi, z którymi żyliśmy, którzy byli naszymi rodzicami, krewnymi, przyjaciółmi. Za co dziękować?
Dziękować za dobro, za miłość, którą od nich doświadczaliśmy. Śmierć, czas pogrzebu, to jest taki moment, że powinniśmy powiedzieć: dziękuję.
I teraz takie króciutkie obrazy.
Nicość nicości
Przed laty uczestniczyłem w wystawie w Muzeum Narodowym w Poznaniu, która nazywała się „Vanitas vanitatis” czyli marność marności, nicość nicości. Wystawa pokazywała polską, barokową tradycję odchodzenia, umierania, wielkich pogrzebów. Zapamiętałem dwie rzeczy z tej wystawy. Po pierwsze zapamiętałem portrety trumienne. To jest polska tradycja, nieznana poza naszym krajem. Nie było wtedy fotografii, nie było telewizji, nie było internetu, a rody szlacheckie czy ziemiańskie chciały zachować twarz, zachować portret zmarłego, który umieszczano na trumnie, ale nie wkładano ich do grobu. Pozostawały w domach, dworach, pałacach.
A drugi moment związany z tą wystawą, to barokowa tradycja tańca śmierci. Na tych, do dziś zachowanych obrazach śmierć bierze w taniec każdego człowieka. Myślę, że to warto sobie w zaduszkowym czasie przypominać.
Najpiękniejsza modlitwa
Kiedy uczestniczę w pogrzebie kogoś bliskiego czy kogoś chowam, to często przypominam taki fragment z Wyznań św. Augustyna; jednej z najważniejszych książek chrześcijaństwa. Oto umiera matka św. Augustyna, Monika. Traci przytomność, jest w lekkim letargu, w pewnym momencie odzyskuje przytomność, widzi zatroskanego Augustyna, widzi całą rodzinę i wtedy mówi takie słowa: Nieważne, gdzie mnie pochowanie, ważne byście pamiętali o mnie przy mszy świętej. To stara tradycja mówiąca o tym, że najpiękniejszą modlitwą za zmarłych jest msza święta.
Obraz z Lublina
To jest Jan Kochanowski, który zmarł w Lublinie. To są jego „Treny”, najpiękniej wyrażony w literaturze polskiej żal związany ze śmiercią córki. „Treny” pokazują ból, pokazują cierpienie. Odejście każdego człowieka to jest jego „zniknienie”: „Wielkieś uczyniła pustki w domu moim, moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim”.
Podobne odczucia po latach przedstawiał Roman Brandstaetter po śmierci swoje żony. Poezja jest takim miejscem, gdzie moment rozłąki jest przedstawiony w sposób najbardziej dojmujący.
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
I ostatni obraz, najbardziej znany, często cytowany. To jest ksiądz Jan Twardowski, kiedy mówi: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Zawsze proponuję, że jak ktoś jest w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu, to obok kościoła Wizytek, w takim małym parku jest ławeczka ks. Jana Twardowskiego z jego rzeźbą. Można sobie usiąść na tej ławeczce, można nacisnąć taki guzik i ks. Jan czyta wiersze, między innymi ten o tym, że spieszyć się kochać ludzi. I znowu, trochę tak jak w przypadku tej córeczki Jana Kochanowskiego – bez względu na to, ile ma lat umierający – to zawsze w nas pozostaje, obok dziękczynienia, moment zastanowienia: czy myśmy naszych najbliższych na tyle kochali, bo oni szybko znikają.
Na koniec chciałbym zacytować fragment Ewangelii św. Jana, który na pogrzebach jest od czasu do czasu czytany. Chrystus mówi, że kto widzi Ojca i wierzy w niego, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Teraz na końcu wracam do początku: śmierć, ale nieśmiertelność. Nieśmiertelność czyli życie wieczne czyli zmartwychwstanie. To jest chrześcijańska perspektywa, o której powinniśmy pamiętać, kiedy pójdziemy na groby ze zniczem.