W 13. rocznicę śmierci na grobie Jana Karskiego na cmentarzu Góry Oliwnej w Waszyngtonie spotkali się, aby oddać mu hołd, jego bliscy i przyjaciele z Polski, USA i Izraela.
- Ten skromny i wymowny w swej prostocie nagrobek jest miarą wielkości profesora Jana Karskiego. Przygotował go jeszcze za swego życia dla swojej małżonki Poli Nireńskiej i siebie. Identyczny dla spoczywającego obok swego brata, pułkownika Mariana Kozielewskiego. Uważał, że miarą człowieka są jego czyny, a nie cmentarne pomniki – wspominał profesor Michael Szporer z University of Maryland, przyjaciel bohatera.
We wspomnieniach podkreślano też inne fakty niezwykłej skromności Jana Karskiego i jego niechęć do wszelkich hołdów i honorów, do których podchodził z wielką rezerwą.
Zwracano uwagę, że po śmierci bohatera rozkwita nurt bałwochwalczego "utrwalania” jego pamięci w postaci tzw. ławeczek Karskiego wykonywanych seryjnie w odlewni krakowskiej i pozbawionych walorów artystycznych.
Przyjaciele podkreślali, że sam nigdy czegoś takiego by nie zaakceptował, bo za życia dwukrotnie kategorycznie odrzucił pomysły stawiania mu pomnika. Powstaje zatem dość naturalne pytanie: po co tak naprawdę potrzebne są te ławeczki oraz komu i do czego mają służyć.
- "Utrwalaczom” pamięci wielkiego członka naszej rodziny marzy się także przebudowanie nagrobka na bardzie "reprezentacyjny”. Rodzina nigdy na to nie pozwoli. Dość mamy już "majstrowania” przy pamięci - skomentowała to dr Wiesława Kozielewska, bratanica i córka chrzestna legendarnego emisariusza.
Spotkanie przy grobie Jana Karskiego zakończyły modlitwy w języku polskim, angielskim i hebrajskim.
Z pewnym zdziwieniem nie dostrzeżono w sobotę oznak pamięci o rocznicy śmierci ze strony polonijnej organizacji zajmującej się propagowaniem pamięci Jana Karskiego oraz polskiej ambasady.
Patryk Małecki, Waszyngton