Od zawsze chciałam być kucharzem. Mój ojciec się na to nie zgodził, skończyłam V Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, następnie dostałam się na prawo na KUL - opowiada Sylwia Stachyra, która okazała się najlepsza w Top Chefie.
Rozmowa z Sylwią Stachyrą, która w piątek poprowadzi wykład i ćwiczenia na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie
Prawniczka z dyplomem kucharskim? Jak to?
– Sytuacja wygląda tak, że od zawsze chciałam być kucharzem. Mój ojciec się na to nie zgodził, skończyłam V Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, następnie dostałam się na prawo na KUL. W międzyczasie dużo podróżowałam, jako studentka na wakacjach zarabiałam w Wielkiej Brytanii, gdzie doszłam do wniosku, że będę specjalizować się w angielskim prawie karnym.
Co było dalej?
– Tata powiedział, że zasponsoruje mi kolejne stopnie edukacji, skoro chcę tak w Anglii zostać. Wzięłam pieniądze i Bournemouth otworzyłam własną restaurację, którą prowadziłam przez dwa Przy okazji zrobiłam najwyższy kurs kucharski NvQ 3 Profesional Cookery, tak, że jestem dyplomowanym prawnikiem i kucharzem.
Co podawała pani w swojej restauracji?
– Serwowałam kuchnię europejską, przemycałam swoje zainteresowanie Turcją, gdzie mieszkałam przez pół roku i otwierałam lokal, generalnie było śródziemnomorsko.
W Top Chefie okazała się pani najlepsza, zaskakując kiszonym jabłkiem? Powtarza pani, że tata kisi, mama kisi, pani kisi?
– Tak jest, zakisiłam dwie odmiany jabłek, dodając liście porzeczek, sól, ale także cynamon, anyż czy goździki.
Dziś lubelskie jabłka promują Lubelskie. W jednym z wywiadów powiedziała pani, że nasz region jest cudowny. Dlaczego?
– Przede wszystkim mamy przepisy, które nie zmieniły się od stuleci. Te dania mają swoją tożsamość. Od tak zwanej lemieszki, którą ja uwielbiam. Wykorzystują ją w swoich daniach. Zamykam w lemieszce pasztet z wątróbki, podlewam wywarem z podagrycznika. Podaję lubelską kaszę pęczak z porzeczką i wędzonymi rybami. Z naszych jezior. Lubelskie ma żyzną ziemię, trzeba wykorzystywać wszystko to, co daje nam urodzaj. Na przykład pędy chmielu, które dodaję do octów smakowych. Jedną z moich ulubionych przypraw (dodaję prawie do wszystkiego) jest ocet z czarnego bzu. Ludzie jeżdżą na Mazury, a zapominają o Pojezierzu Łęczyńsko - Włodawskim. Mamy najwięcej czystych, polodowcowych, głębokich jezior.
Nawet sielawa w nich pływa. Nie tylko na Mazurach?
– No właśnie. Dokładnie. Jak ja się cieszę, że program Top Chef dał mi możliwość pokazania kuchni lubelskiej. Moich wspomnień, zawijasa nasutowskiego. Dlatego pomimo tego, że zostałam w Warszawie, jako Executive Chef Akademii Inspiracji - dalej działam na lubelskim rynku, współpracując z kadrą Uniwersytetu Przyrodniczego.
Czyli?
– Wcielamy program, który umożliwi studentom gastronomii wybór tematu inspiracji. Tworzymy go razem z firmą Makro i Akademią Inspiracji właśnie.
W najbliższy piątek poprowadzi pani pierwsze zajęcia na Wydziale Gastronomii?
– Tak. Studenci wybrali sobie temat Street food. Mój wykład będzie dotyczył polskiego zafascynowania street foodem. Powiem z czego to wynika. Jak na przestrzeni czasu zmieniły się nasze preferencje żywieniowe. Jak i gdzie podróżujemy, czego szukamy. Przekażę studentom swoją wiedzę o wpływie smaków i zapachów na nasze życie. Wspólnie z grupą 45 studentów będziemy gotować. Przygotujemy niesamowitą bułeczkę bao z różnymi rodzajami mięsa, opierając się na produktach lokalnych.
W dniach od 2 do 8 września odbędzie się w Lublinie jedenasta edycja Europejskiego Festiwalu Smaku. Czy ma pani wolny termin i pogotuje pani na scenie dla lubelskiej publiczności?
– Tak, mam wolny termin i z chęcią przyjadę na festiwal.