150 tys. zł odszkodowania dla mieszkańca Piaseczna
- Ojciec, jak go zamknęli, to nawet nie chciał adwokata - opowiada córka pana Wacława. - Wszyscy myśleliśmy, że to nieporozumienie. Że wszystko się zaraz wyjaśni.
Dramat rozpoczął się 18 lipca 2001 roku. Mariana K. z Piaseczna pod Łęczną lekarze uratowali w ostatniej chwili. Tego dnia helikopter zabrał go z domu z rozpłataną głową. Rannego mężczyznę znalazł sąsiad, 66-letni wówczas Wacław Krasoski.
Policjanci przetrząsnęli zabudowania Krasoskich, narzędzi zbrodni szukali nawet w studni. Pobrali od Krasoskiego próbki do ekspertyz kryminalistycznych. Nie znaleźli żadnych śladów, które świadczyłyby, że ma jakiś związek z napadem na sąsiada. Mieszkaniec Piaseczna został zatrzymany na 48 godzin, a po przesłuchaniu w charakterze świadka wrócił do domu.
Wacława Krasoskiego obciążał Henryk G. To wielokrotnie karany mieszkaniec Piaseczna. Jesienią 2001 roku przypomniał sobie, że Krasowski przyszedł do niego z wódką tuż po odzyskaniu wolności po pierwszym zatrzymaniu. I wtedy miał powiedzieć, że zaatakował siekierą sąsiada. Jednak pan Wacław w czasie, kiedy miało dojść do rozmowy był w swoim domu. Widział go kierowca Transpedu, który u Krasoskich wynajmował pokój.
- To była jedna z trudniejszych spraw - mówi Mirosława Czuba, prokurator rejonowy w Lublinie. Skoro prokurator sporządził akt oskarżenia, to oznacza, że były dowody. Nie mogę komentować, jak je potem ocenił sąd.