Mieszkańcy podbychawskiej Starej Wsi czują się pokrzywdzeni. Z miasta mogą wrócić do domu tylko piechotą. Dlaczego? Bo w wakacje autobusy nie kursują.
- Moja żona ostatnio źle się czuła. Musieliśmy wezwać pogotowie - mówi Stanisław Jamróz. - Po kilku dniach została wypisana ze szpitala. Niestety, nie miała jak wrócić do domu, bo komunikacja do nas nie dociera - twierdzi mieszkaniec Starej Wsi I. Małżeństwo musiało prosić o pomoc zmotoryzowanych sąsiadów. Ale co dalej?
Pan Stanisław ma 78 lat. - Trzymam się całkiem nieźle, ale raz na jakiś czas do lekarza trzeba pojechać - tłumaczy. W Bychawie jest Urząd Gminy i lepiej zaopatrzone sklepy. Ale boimy się wyruszać z domu, bo jak potem wrócić - skarży się mężczyzna.
Od września do końca czerwca - do i z Bychawy - kursuje szkolny bus. Z usług przewoźnika korzystają wtedy też dorośli. Ale latem, kiedy dzieci mają wakacje, żaden autobus do Starej Wsi I nie przyjeżdża. - Do miasta mamy tylko jeden autobus - kilka minut po 9 rano. Z powrotem żadnego - skarżą się mieszkańcy podbychawskiej osady.
O interwencję poprosili sołtysa. - To naprawdę poważny problem - przyznaje Piotr Wiśniewski. - W ubiegłym tygodniu wysłałem w tej sprawie pismo do burmistrza Bychawy - tłumaczy. Mieszkańcy Starej Wsi I chcieliby chociaż jednego kursu z Bychawy do domu - najlepiej po południu między godziną 14 a 15. Pod prośbą podpisało się ponad 20 osób.
Burmistrz Andrzej Sobaszek pismo dostał i obiecuje, że zrobi co może, by ludziom pomóc. - Sam mam niewielkie możliwości. Przecież to nie ja ustalam rozkłady jazdy i nie ja wydaję koncesję przewoźnikom - twierdzi. - To są kompetencje lubelskiego starostwa.
Zastępca naczelnika Wydziału Komunikacji i Transportu starostwa w Lublinie obiecał przyjrzeć się sprawie. - Współczuję mieszkańcom Starej Wsi. Znaleźli się w trudnej sytuacji. Zobaczę, co da się zrobić - mówi Józef Hołody.
Problem polega na tym, że PKS tamtędy nie jeździ, a prywatnych przewoźników nie można do niczego zmusić. - Jeśli uznają, że kursy byłyby nieopłacalne, to się na nie nie zdecydują - tłumaczy Hołody. - Ale postaram się pomóc - obiecuje.
Do sprawy wrócimy.