Leśnicy mają dość sprzątania śmieci po zbieraczach jagód. Dlatego za zbieranie jagód na sprzedaż trzeba będzie płacić. Ale nie od razu. Zarządzenie ma obowiązywać od przyszłego sezonu.
Nadleśniczy powołuje się na ustawę o lasach z 1991 roku. - Jeżeli ktoś w przyszłym roku pójdzie do lasu zbierać jagody w celach przemysłowych, będzie musiał kupić bilet - zapowiada Kudełka.
Wejściówki na cały dzień mają kosztować tyle, co litr jagód. Egzekwowaniem zarządzenia zajmą się strażnicy leśni. W sezonie do budżetu nadleśnictwa może wpłynąć nawet 100 tys. zł. - To chory pomysł - twierdzi Stanisław Grela z Obroczy na Roztoczu. - Ja zbieram jagody z żoną i piątką dzieci. Dziennie musiałbym wydawać na bilety 70 zł. Taki interes przestałby się opłacać.
Chyba że pan Stanisław z rodziną przestaną chodzić po lesie z 10-litrowymi wiadrami. I zamiast nich wezmą kubki. Udowodnią w ten sposób, że zbierają na własne potrzeby. Bo w rozpoznaniu, kto zbiera dla siebie, ma strażnikom pomóc rozmiar naczyń na jagody. I ewentualne obejrzenie zawartości auta delikwenta. - Śmieci nie zostawiają zbieracze jagód. To turyści, którzy samochodami przyjeżdżają do lasu i robią balangi na kocykach - dodaje. - My o las dbamy, bo nas utrzymuje. Dzieciom za jagody kupi się ubrania, książki i zeszyty do szkoły.
Do pomysłu sceptycznie odnoszą się w leśnej centrali. - Uważam, że wprowadzenie odpłatności będzie trudne do wyegzekwowania - mówi Małgorzata Kołodziejczyk, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie. - Na razie lasy państwowe są ogólnodostępne, a runo leśne można zbierać na własne potrzeby.