Od nowego roku Zakład Leczniczo-Opiekuńczy w Tuligłowach koło Krasnegostawu przestaje istnieć. Chociaż rocznie przebywa w nim nawet 200 dzieci, siostry uważają, że placówka nie jest już potrzebna. Po likwidacji spora grupa dzieci z biednych rodzin może zostać bez leczenia.
Do Tuligłowów przyjeżdżają chore dzieci z całej Polski. Leczone tu są ciężkie przypadki alergii i chorób skórnych, jak np. łysienie, bielactwo czy łuszczyca. U niektórych małych pacjentów kuracja trwa miesiąc, u innych nawet kilka lat. Z tych powodów przy zakładzie powstała szkoła.
Ośrodkowi, który działa od kilkudziesięciu lat, ostatnio nie najlepiej się wiodło. Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca jedynie koszty leczenia. Utrzymanie ośrodka spada na siostry. Za wyżywienie i zakwaterowanie płacą rodzice dzieci. Choć utrzymanie jednego pacjenta kosztuje dziennie 12 złotych, to nie stać na to nawet połowy rodziców.
Innym powodem likwidacji zakładu jest – jak utrzymuje zgromadzenie – postęp medycyny. Zdaniem sióstr nowe metody leczenia wskazują, że dzieci mogą być leczone w przychodniach i szpitalach. – Nie muszą przebywać tak długo poza domem – zapewnia siostra Purzyńska. – Poza tym coraz mniej dzieci się u nas leczy. Czasami mamy mniej pacjentów niż personelu.
Jednak zdaniem lekarzy nie zawsze leczenie ambulatoryjne wystarcza. – Bywają takie przypadki, które wymagają hospitalizacji – uważa dr n. med. Teresa Stelmasiak z Lublina, specjalista alergolog z ponad dwudziestoletnią praktyką lekarską. – A dla dzieci lepszą formą leczenia jest taki zakład jak w Tuligłowach, bo jest on czymś w rodzaju sanatorium. A komfort psychiczny jest niezwykle istotny w takich przypadkach.
Od nowego roku dzieci, które przebywają teraz w Tuligłowach, wrócą do swoich rodzin z zaleceniami dalszego leczenia. – Może tak się zdarzyć, że część dzieci z biednych rodzin pozostanie bez leczenia – przyznaje siostra Purzyńska. – Ale my za to nie bierzemy odpowiedzialności.
– Zamknięcie placówki odbędzie się ze szkodą dla dzieci, zwłaszcza tych najbiedniejszych – twierdzi z kolei dr Stelmasiak. – Jeśli ktoś nie ma pieniędzy, a siostry nie pomogą, to dziecko nie będzie leczone. Poza tym leki są bardzo drogie. Jedna tubka maści kosztuje nawet ponad 100 zł.
Przy chorobach skórnych bardzo ważna jest także odpowiednia pielęgnacja. – Istnieje ryzyko, że w rodzinach biednych lub patologicznych dziecko może nie być dobrze dopilnowane – uważa Zofia Głębocka-Dudzik, lekarz dermatolog. – Poza tym są choroby, które trudno leczyć w domu. Do nich należy na przykład łuszczyca.