Policjanci odnaleźli wczoraj zakopany w lesie samochód policjanta z Radzynia Podlaskiego. Mężczyzna śmiertelnie potrącił dwójkę 16-latków, uciekł, a potem popełnił samobójstwo. Wiele wskazuje, że ktoś pomagał mu zacierać ślady. Szuka go prokurator.
O tragedii nastolatków i policjanta pisaliśmy wczoraj. We wtorek wieczorem w Wohyniu (powiat radzyński) dwójka szesnastolatków szła poboczem. Dziewczyna odprowadzała swego chłopaka na przystanek. Uderzył w nich samochód, ciągnął przez kilkadziesiąt metrów. Dziewczyna zginęła na miejscu. Chłopak podczas reanimacji.
W czwartek tuż przed godziną 19 mieszkaniec bloku przy ul. Rolnej w Lublinie odkrył wiszące na klatce schodowej zwłoki mężczyzny. Okazało się, że to Zbigniew Ż., policjant z Radzynia Podlaskiego. To on zabił dwójkę nastolatków. Miał wkrótce odejść ze służby ze względów zdrowotnych. Zostawił list, w którym przepraszał rodziny poszkodowanych.
Funkcjonariusze z Radzynia Podlaskiego zainteresowali się Zbigniewem Ż. jeszcze w środę rano. Wiedzieli, że ma samochód odpowiadający wyglądem poszukiwanemu. Nie mogli się jednak skontaktować z policjantem. Telefon odbierała żona.
Nie wiadomo, jak Tadeusz Ż. dotarł do Lublina. W środę, tuż przed godz. 19, mieszkańcy bloków przy ul. Rolnej widzieli zdenerwowanego mężczyznę, który coś pisał. - Miejsce popełnienia samobójstwa zostało wybrane nieprzypadkowo - mówi Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie. - Napisał o tym w liście pożegnalnym. Ale ze względu na dobro śledztwa nie mogę podać okoliczności.
Policja odtworzyła zdarzenia, które poprzedziły tragedię. We wtorek Zbigniew Ż. spotkał się ze swoimi kolegami w knajpie w Radzyniu Podlaskim. Pił m.in. z kolegą z pracy. - Jeden ze znajomych odprowadził go pod blok, gdzie mieszkała córka Zbigniewa Ż. Miał u niej przenocować - mówi Janusz Wojtowicz, rzecznik lubelskiej policji. - Jego samochód stał przed blokiem. Co sprawiło, że postanowił wrócić do domu - nie wiadomo.
Grafitowy ford został znaleziony w ustronnym lasku w pobliżu Polubowicz koło Wisznic. Z ziemi wystawał tylko dach. - Trudno wyobrazić sobie, żeby został zakopany w tak krótkim czasie przez jedną osobę - mówi prokurator Bednarczyk. - Wiele wskazuje, że ktoś pomagał ukryć ślady wypadku. (ATJ)