Dwie woźne z Zespołu Szkół nr 2 w Jaszczowie zostały zwolnione z pracy, bo dyrektor stracił do nich zaufanie. Dlaczego? Bo w sądzie oraz w mediach opowiadały, że dyrektorka szkoły je mobbinguje.
O sprawie nękania kadry w jaszczowskiej szkole pisaliśmy kilka miesięcy temu. Pracownicy opowiadali, jak dyrektorka dokucza im, utrudnia dokształcanie się niektórym nauczycielom, nazywa „prymitywnymi chamkami” i „nibymagistrami”. Z dyrektorką nie tylko nauczyciele byli skonfliktowani, ale także pracownice administracji.
– Matka w szatni szukała butów córki, chwilę ze mną rozmawiała i już byłam wzywana na dywanik. Dyrektorka zabroniła nam poruszać się między piętrami i żeby wziąć odkurzacz musiałam mieć jej zgodę. Nie wolno mi było rozmawiać z innymi pracownikami – opowiada Maria W., która nie wytrzymała napięcia i zachorowała. Przez 180 dni przebywała na zwolnieniu lekarskim. Gdy wróciła do pracy, jeszcze przed podpisaniem listy obecności dyrektorka wręczyła jej wypowiedzenie. – A w nim wypisała kupę bzdur, z którymi nie mogę się zgodzić – twierdzi kobieta.
Dyrektorka szkoły straciła całkowicie zaufanie do sprzątaczki, bo m.in.... ta rozpowszechniała informacje o mobbingu wśród pracowników i w mediach, a także zeznając w sądzie pracy i prokuraturze.
W. miała także podważać autorytet przełożonej i siać niepokoje, mówiąc o rzekomym nękaniu psychicznym podwładnych, a także weszła w posiadanie takich dokumentów, jak: lista uczestników wycieczki, zalecenia wójta, brudnopisy list płac.
– O jakich dokumentach ona mówi? – dziwi się Maria W.
– Zwolniła mnie, bo chciała mnie zwolnić – mówi druga ze sprzątaczek. – Złożyłam odwołanie do sądu pracy, ale nie wierzę, że to coś pomoże. Na dodatek nie mam sił ani zdrowia, aby dalej walczyć.
– Czy każdy pracownik, którego zwolnię, to powód do pisania artykułu – pyta Marzanna Sych, dyrektorka szkoły w Jaszczowie. – Te panie mają prawo odwołać się do sądu pracy i sąd zdecyduje, czy mam rację. Więcej nie powiem w tej sprawie, bo nie widzę takiej potrzeby.
– Trzeba się w tej sprawie kontaktować z organem prowadzącym szkołę, czyli wójtem – instruuje Jolanta Kasprzak z Lubelskiego Kuratorium Oświaty. – Utrata zaufania do pracownika to subiektywna sprawa dyrektora. Powinien ją rozstrzygnąć sąd.
– Nic nie wiem o tej sprawie. Nie ja jestem pracodawcą, ale dyrektor – ucina wójt Tomasz Suryś.