
Tylko w ostatnich tygodniach pisaliśmy o planach na zamknięcie, przeniesienie lub zmniejszenie placówek w Olchowcu, Skrzynicach, Stawku, Malinówce, Garbatówce oraz SP nr 19 w Lublinie. O zjawisku, jego powodach i procedurach w przypadku likwidacji szkół rozmawiamy z lubelskim kuratorem oświaty, Tomaszem Szabłowskim

- Coraz częściej słyszymy o szkołach przeznaczonych do likwidacji. To zjawisko nasila się?
– Nie powiedziałbym, że się nasila. Ten proces trwa i od jakiegoś czasu jest stały, co pokazuje też demografia. Jesteśmy krajem, który się od lat trochę się wyludnia, w związku z tym tych dzieci rodzi się coraz mniej. Musiałoby się coś odwrócić w demografii, żeby tych szkół było potrzeba więcej. Są takie sygnały, że np. w danej gminie w tamtym roku urodziło się 60 osób. Z tego można oszacować, że około 50 trafi do szkół, czyli za 6 lat. Ale na terenie gminy jest siedem szkół, a realnie byłoby dobrze, gdyby tam były trzy oddziały szkolne. Trzeba więc pomyśleć, co zrobić, jak to przeorganizować.
- To z kolei generuje wysokie koszty funkcjonowania placówki?
– Nie zajmuję finansami, bo my jako kuratorium sprawujemy nadzór pedagogiczny, ale wiem, że subwencje są niedoszacowane. One nigdy w 100 procentach nie pokrywają całkowitych kosztów, a na pewno kosztów zatrudnienia. Czyli jak nauczyciele dostają podwyżki to tylko częściowo te podwyżki są pokrywane z subwencji, a częściowo to gminy i miasta muszą się dokładać. I oczywiście można mówić o kwotowych subwencjach, że ta wartość rośnie, ale wszyscy wiemy, co 5 lat temu oznaczała kwota 100 zł, a to znaczy teraz. Niby ta sama kwota, a jej wartość jest jednak troszkę inna.
- Jaka jest procedura w przypadku likwidacji szkoły?
– Rada gminy najpierw podejmuje decyzję o uchwale intencyjnej. Po tej uchwale intencyjnej gmina składa do nas wniosek o wydanie opinii. Po przeprowadzeniu konsultacji z zainteresowanymi stronami i wizji lokalnej wydajemy stosowną opinię.
- Czy brany pod uwagę jest wpływ, jaki na dzieci ma likwidacja placówki?
– Zwracamy uwagę na to, czy się sytuacja nie pogorszy. Bywają sytuacje bardzo proste, gdy jest likwidacja szkoły, ale tylko dlatego, że zmienia się siedzibę szkoły. To są te same przepisy i wtedy odbywa się to przez likwidację. W takim przypadku nie ma w ogóle problemu. Oczywiście: jesteśmy za tym, żeby dzieci uczyły się w dużo lepszych, bardziej komfortowych warunkach. Ale nie każda sytuacja jest taka prosta. Rodzice mówią, że dzieci to nie koszt, to inwestycja i zdaję sobie sprawę z tego, że tak jest. Ale bardziej skupiam się na aspekcie społecznym. Natomiast patrząc właśnie na aspekt społeczny, to te małe szkoły nie do końca spełniają swoją rolę. My mamy w szkole nauczyć młodzież i dzieci umiejętności w pracy, a w klasach dwuosobowych, jednoosobowych, trzyosobowych jest to trudne.
- A co się dziej z nauczycielami, gdy dana szkoła ma być zamknięta?
– Generalnie nauczycieli brakuje. Ja jestem nauczycielem geografii, a w takiej małej szkole to nauczyciel geografii ma dwie czy trzy godziny zajęć i to nie jest podstawowe źródło utrzymania, tylko często dodatkowe. Także nauczyciele często nie zostają bez zatrudnienia. Oczywiście każdy przypadek jest inny, bo czasami będzie to wymagać od nauczyciela zmiany szkoły, pracy czy przemieszczania się pomiędzy szkołami, w których nauczyciel jest zatrudniony.
- Opór rodziców przed koniecznością przeniesienia dzieci wynika z braku zaufania?
– Zawód nauczyciela od jakiegoś czasu jest zawodem, do którego nie ma społecznego zaufania. I to jest bardzo smutne i przykre, bo jesteśmy wykształconymi ludźmi i posiadamy pewną wiedzę, pewne umiejętności i kompetencje, żeby tymi dziećmi się zajmować. Nie chcemy dla nich źle. Żeby być nauczycielem trzeba skończyć studia pedagogiczne. Trochę im zaufajmy.
- W mniejszych gminach naszego województwa jest za dużo szkół czy są jeszcze „białe plamy”?
– Jesteśmy województwem, które – jak każde – wyludnia się. Owszem, są miejsca gdzie ludzi przebywa: na przykład w gminie Głusk. Podobnie gmina Kalinówka jest coraz większa i się rozbudowuje. W związku z tym może trzeba będzie wybudować szkołę. Z kolei centrum Lublina wyludnia się. Jest coraz mniej instytucji, urzędów, a ludzie mieszkają na peryferiach miasta. Rozbudowuje się szkoła numer 58 i będzie miała niedługo nową lokalizację. Tam jest coraz więcej tych dzieci, a szkoła już pęka w szwach. Przybywa tam rodzin z małymi dziećmi, którzy będą w wieku szkolnym. Szkoła na Sławinkowskiej też się rozbudowuje, a Ponikwoda potrzebuje nowej szkoły, bo tam bardzo szybko przybywa osiedli i bloków. Również w okolicach Zalewu Zemborzyckiego jest nowe osiedle.
- Głosy rodziców są przez kuratorium zauważane?
– Zbieramy argumenty i słuchamy jednej i drugiej strony. I staramy się je zważyć. Czasami musimy uznać, kto ma więcej racji w tych argumentach, czy rodzic czy gmina.
- Jak uspokoić tych rodziców?
– Trzeba pamiętać, że w innej szkole ich dzieciom nie stanie krzywda. Jest to dla nich też szansa rozwoju, a jeśli szkoły większe będą funkcjonowały, to tam będą też nauczyciele bardziej związani ze szkołą. Te większe szkoły, tak jak kiedyś gimnazja umożliwiają uczniom wyrównywanie szans edukacyjnych, zapewniają ponadto rozwijanie ich kompetencji społecznych. Powinniśmy uczniów uczyć współpracy. A jak uczyć współpracy w klasach dwuosobowych?
