Niebawem zakończy się wycinka przy trasie Lublin–Warszawa. Pod topór poszło 358 drzew. Zostały jeszcze 1254. Ponad 90 procent to spróchniałe topole.
Wycinanie drzew rozpoczęło się jesienią ubiegłego roku. Podstawową przyczyną, która zdecydowała, że drzewa zostaną zlikwidowane, było zagrożenie, jakie stwarzały dla kierowców. – Topole to drzewa szybko rosnące, ale jednocześnie kruche i miękkie. Często ich gałęzie usychają i łatwo się łamią. W latach siedemdziesiątych nie myślano o tym i sadzono je, licząc na szybkie efekty – mówi Wojciech Durlak z Akademii Rolniczej w Lublinie.
Podczas silnych wiatrów gałęzie, a niekiedy całe konary, łamały się i spadały na drogę, tworząc zagrożenie dla życia kierowców. Przypomnijmy, że właśnie leżąca na drodze gałąź była najprawdopodobniej przyczyną śmierci siatkarzy Avii Świdnik jesienią 2004 roku.
To wydarzenie, jak i wiele podobnych, zdecydowało o wycince.
– To niewątpliwie słuszna decyzja, ale widzę też minusy. Stracimy przez to niezaprzeczalne warunki przyrodnicze trasy. Do tej pory letnia przejażdżka do Warszawy miała też walor estetyczny. Dziś mamy drogę kompletnie łysą – ubolewa pan Adam, mieszkaniec Garbowa.
– To konieczność – zapewnia zastępca dyrektora Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Lublinie Władysław Rawski. – Drzewa stanowią zagrożenie dla życia i jesteśmy zmuszeni je wyciąć. Wszystkie przeszły badania i dendrolodzy zdecydowali, które egzemplarze trzeba usunąć. Tegoroczna wycinka 1254 drzew będzie kosztowała 250.000 zł. Przychody ze sprzedaży drewna wyniosą około 60.000 zł.
Pocieszający jest fakt,
że na miejsce wyciętych drzew sadzone są nowe, tym razem znacznie bardziej długowieczne.