Wakacje dopiero zbliżają się do półmetka, a na Lubelszczyźnie już utopiło się niemal tylu ludzi, co przez cały ubiegły rok. Policja kieruje na największe jeziora dodatkowe łodzie patrolowe i apeluje do plażowiczów o rozsądek.
Najczęściej przyczyną nieszczęścia jest brawura i alkohol. Ludzie topią się w rzekach, stawach czy gliniankach. W Puławach w okolicach starego mostu na dzikich nadwiślańskich plażach pierwsi śmiałkowie pojawili się wczoraj około południa. Mimo lejącego się z nieba żaru postanowili rozpalić ognisko. Imprezowali do późnego popołudnia. W Zalewie Zemborzyckim w Lublinie też nie brakowało wczoraj chętnych na wejście do wody poza strzeżonymi kąpieliskami.
100-proc. bezpieczeństwo zapewnia tylko kąpiel w miejscach wyznaczonych. – Mamy powody do dumy. Od wielu lat nikt u nas nie utonął na strzeżonym kąpielisku – mówi Robert Wawruch, dyrektor WOPR na Lubelszczyźnie. – Jeśli ludzie toną, to na przypadkowych kąpieliskach, gdzie nie mogą liczyć na jakąkolwiek asekurację.
Wawruch potwierdza, że gdyby nie alkohol, statystyka utonięć nie byłaby tak drastyczna. Tymczasem, ratownicy nie mają prawa wyprosić z wody kąpiącego się, który jest po alkoholu. Pozostaje im jedynie ratować takiego delikwenta, kiedy zaczyna tonąć.
Więcej mogą policjanci. – Za picie alkoholu w miejscu publicznym, a takim jest wyznaczone kąpielisko, grozi mandat – ostrzega Ewa Czyż, rzecznik chełmskiej policji. – Również w przypadku niekontrolowanych akwenów amatorzy alkoholu i kąpieli nie mogą czuć się bezkarni. Można ich ukarać mandatem albo zabrać znad wody, żeby wytrzeźwieli.