23-latek najpierw pił z kolegą w przydrożnym barze. Potem wsiadł z nim do sportowej toyoty. Pędził co najmniej 140 km/godz., gdy wbił się w jadące przed nim auto. Zabił matkę i syna.
Sam uciekł. W rozbitym samochodzie zostawił ciężko rannego kolegę.
- Dawno nie widziałem takiej masakry - mówi Krzysztof Gieroś, właściciel firmy holującej rozbite samochody. Był na miejscu tuż po wypadku. - Toyota wbiła się dosłownie w tył renaulta. Tylne koło samochodu przesunęło się do przodu.
Kierowca toyoty dachował na polu. - Zaraz potem uciekł - mówi podkomisarz Zbigniew Błotniak z krasnostawskiej policji. - W rozbitym samochodzie zostawił rannego 29-letniego pasażera.
Po kilku godzinach 23-latek sam zgłosił się do szpitala. Miał ciężkie uszkodzenia twarzy i wstrząśnienie mózgu. Czuć było od niego alkohol. Wczoraj byliśmy w szpitalu w Krasnymstawie. Pasażer i kierowca toyoty leżeli pod kroplówką na oddziale ratownictwa medycznego. Lekarze nie chcieli jednak wypowiadać się na temat ich stanu zdrowia.
Według wstępnej opinii biegłych, sprawca wypadku musiał jechać ok. 140 km/h. Zarówno kierowca, jak i pasażer toyoty byli widziani przed wypadkiem w przydrożnym barze w Łopienniku - kilka kilometrów od Krasnegostawu. Najprawdopodobniej tam pili alkohol. Potem wsiedli do samochodu i kierowali się w stronę miasta. Śpieszyło im się.
Policja przesłuchała już jadących toyotą. - Obydwaj twierdzą, że nie pamiętają, kto prowadził - dodaje Błotniak. - Na podstawie badań DNA nie powinno być problemu z ustaleniem, kto siedział za kierownicą.
Sprawca wypadku, który ucieka z miejsca zdarzenia - odpowiada jak sprawca śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu. Grozi za to do 12 lat więzienia.