Rozmowa z Urszulą Kępską, żoną rolnika spod Borzechowa, postrzelonego w październiku 2012 roku
• Jaki jest stan zdrowia Pani męża?
- Mąż jest sparaliżowany od pasa w dół. Kula trafiła go w kręgosłup. Nie ma połowy płuca. Ma problemy z oddychaniem. Od czasu, kiedy został postrzelony, cały czas ktoś musi być z nim w domu, aby się nim opiekować. Nie jest bowiem w stanie ani usiąść na wózek inwalidzki, ani położyć się do łóżka. Teraz rozmowa z nim jest niemożliwa. Podałam mu leki rozkurczające, po których śpi. Nie chcę go budzić.
• Z czego Państwo żyjecie?
- Mąż ma rentę z KRUS-u, 800 złotych. Ale na same leki idzie miesięcznie 500 zł. A co z pampersami i innymi rzeczami, których mąż także potrzebuje? Mamy 5,2 ha ziemi. Przed postrzeleniem dzierżawiliśmy ziemię. Po tej tragedii trzeba było z tego zrezygnować. Dzieci się porozjeżdżały. Nie ma kto pracować na roli.
• Wie Pani o postawionych zarzutach dyrektorowi Zarządu Dróg Powiatowych w Lublinie i policjantowi?
- Tak, ale moim zdaniem więcej osób powinno zostać pociągniętych do odpowiedzialności za to co się stało. Przecież oni strzelali tam wielokrotnie. Bawili się, dzieci ściągali. Pojedyncze strzały słyszało się codziennie. Tak było. A teraz każdy ręce umywa.
• Czy ktoś zainteresował się tym, jak Państwo sobie radzicie po tym wypadku?
- Nigdy. Nawet kiedy mąż leżał pół roku w szpitalu. Gmina też nie. Nikt nie zapytał, jak sobie radzimy. Niech sobie pani wyobrazi, że aby wejść do naszego domu trzeba pokonać 12 stopni. Musimy męża nosić. Nikt nie pytał, czy może mi pomóc jakiś podjazd zrobić.
• Czy usłyszeli Państwo słowo "przepraszam”?
- Na drugi dzień po operacji męża jakiś mężczyzna był w szpitalu. Podobno miał odwiedzić mnie w domu. Nigdy się nie pojawił. Nie wiem, kto to był. Poza tym myślę, że nikt się u nas nie zjawił, bo wtedy to byłoby równoznaczne z przyznaniem się do winy. A przecież początkowo mówiło się, że to kłusownik strzelał.
• Czy starają się Państwo o odszkodowanie?
- Do tej pory nie występowaliśmy o nie, bo sprawa wciąż się toczy. Na przedstawienie zarzutów czekaliśmy 1,5 roku. Teraz mamy zamiar ubiegać się o takie odszkodowanie z powództwa cywilnego.
Więcej o sprawie:
Dali dzieciom broń, kazali strzelać. Oskarżeni dyrektor zarządu dróg i policjant