Mąż Anety F.-K. twierdzi, że nie rozmawiał z nią o sprawach zawodowych. - Wiem tylko tyle, ile się dowiem z gazet i telewizji. Mam nadzieję, że te pieniądze gdzieś się znajdą. To są niewyobrażalne kwoty - mówi. A bank szuka kolejnych winnych.
Tymczasem wczoraj BPH złożył do prokuratury doniesienie na dyrektora oddziału przy ul. Królewskiej w Lublinie. Chce go pociągnąć do odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków. Dyrektor nie kontrolował Anety F.-K. aresztowanej za milionowe przekręty.
- Dyrektor jest teraz na urlopie, cofnęliśmy mu pełnomocnictwa. Jeśli prokuratura postawi zarzuty, podejmiemy wobec niego dalsze kroki - powiedział wczoraj Jacek Balcer, rzecznik BPH. Wraz z dyrektorami z centrali banku prezentował w Lublinie stanowisko BPH w sprawie nadużyć w oddziale przy ul. Królewskiej.
Balcer zapewnił, że szybko załatwione zostaną też sprawy opisywanych przed tygodniem przez Dziennik klientów, którzy przy pomocy Anety F.-K. mieli otrzymać kredyty hipoteczne. Dostali tylko pierwszą ratę, rozpoczęli budowy domów, po czym okazało się, że bank nie podpisał z nimi żadnych umów.
Wciągu kilku tygodni w banku powinna skończyć się kontrola wewnętrzna. Ma wykazać, co rzeczywiście stało się z pieniędzmi. Bankowcy przyznali, że Aneta F.-K. była jedną z najlepszych pracownic BPH. Swoich klientów informowała, że bardzo korzystnie zainwestowała ich pieniądze. Dzięki temu zdobywała nowych.