W środę wejdzie w życie nowa taryfa MPK. Bilet jednorazowy zdrożeje z 1,80 zł do 2,20 zł. Ale te ceny utrzymają się tylko przez trzy miesiące.
Październikową podwyżkę radni przyjęli 4 września na prośbę prezydenta. Mający większość radni PiS byli przeciw cenie 2,20 zł i chcieli zbić ją do 2 zł, ale zabrakło im jednego głosu. Gdy ich plan upadł, nie głosowali przeciw tabelce, ale wstrzymali się od głosu, przez co wygrali zwolennicy podwyżki.
PiS nie złożył broni i na czwartkową sesję rady chciał wprowadzić projekt uchwały obniżającej od 1 stycznia cenę biletu do 2 zł. Zabrakło mu... jednego głosu. Ale gdy tylko zwolennicy obniżki znów byli w komplecie, PiS nie mogąc złożyć jeszcze raz tego samego projektu, wprowadził nowy, różniący się tylko datą obniżki: 2 zamiast 1 stycznia i nie krył nawet, że to obejście prawa.
- Droższe bilety nie muszą powodować, że dochody MPK wzrosną, bo wielu mieszkańców już patrzy, kiedy będzie autobus prywatny - mówił Sylwester Tułajew (PiS). - Radni PiS zrozumieli swój błąd z 4 września, a teraz próbują się wybielić, jakim to miodem są dla mieszkańców - ironizował Jan Gąbka, radny lewicy. Jego koleżanka z ławy chciała wręcz odwołać październikowy wzrost cen i w styczniu wprowadzić PiS-owskie stawki, ale nie zyskała poparcia.
Prezydent był przeciw obniżce. - To obciążenie dla budżetu - tłumaczył Adam Wasilewski. - Kto za to zapłaci? Radni? Prezydent? Nie! - mówił Paweł Bryłowski, szef klubu PO. - Zabierzemy tym samym ludziom, którym powiemy, że jesteśmy dobrzy, bo dajemy im tanie bilety. Ale za to nie zrobimy im wodociągu albo drogi, nie zrobimy innych rzeczy. Ale tego im już nie powiemy.
Choć wiadomo było, kto ma większość i że nikt zdania nie zmieni, to spory trwały prawie do godz. 23. Wygrał PiS, PO nie głosowała, lewica była przeciw.
- Jeśli w styczniu wejdą też zapowiadane zmiany rozliczeń między nami a miastem to obniżka cen nie będzie dla nas dotkliwa - komentuje Grzegorz Siemiński, wiceprezes MPK.