Na fatalny stan śródmiejskich chodników skarży się nasz Czytelnik. Wskazuje trakt przy Ogrodzie Saskim, ale takich przykładów jest więcej. Nie jest to wina kilkutonowych pieszych, bo chodniki łamią się zwykle pod ciężarem parkujących – nie zawsze legalnie – samochodów, co widać choćby na ul. Nowy Plac Targowy.
– Chodniki nie nadają się do użytku, można powykręcać lub zwichnąć sobie nogi – pisze nasz Czytelnik, który załącza zdjęcia chodnika Al. Racławickich. – Wzdłuż Ogrodu Saskiego naprzeciwko kapliczki i kilkadziesiąt metrów dalej w kierunku skrzyżowania z al. Długosza – precyzuje.
Rzeczywiście, betonowe płyty są tak zwichrowane, że w niektórych miejscach każda z nich „żyje swoim życiem”. Przypomnijmy, że Ratusz planuje przebudowę Alej, która budzi kontrowersje ze względu na założoną w projekcie skalę wycinki i przesadzania drzew.
W kiepskim stanie jest jednak więcej chodników w centrum Lublina. Roztańczone płyty można zobaczyć chociażby przy ul. Nowy Plac Targowy w pobliżu skrzyżowania z Targową oraz na samej Targowej. Problemu pewnie by tu nie było, gdyby chodnik nie służył kierowcom za miejsce postoju. Dodajmy, że kierowcy zatrzymują się tu przeważnie zgodnie z oznakowaniem.
– W przypadku obu ulic od kilkudziesięciu lat istnieją wybudowane zatoki parkingowe przystosowane do parkowania równoległego, tymczasem od wielu lat parkowanie jest tam zorganizowane jako skośne, częściowo na chodniku – zwraca uwagę prezydentowi Lublina miejski radny Stanisław Brzozowski (PiS), który prosi, żeby samochody mogły tu stawać wyłącznie równolegle, bo utrudniają życie pieszym i niszczą chodniki.
Ratusz nie zamierza tu jednak rezygnować z parkowania skośnego, chociaż obiecuje tak zmienić oznakowanie, by odsunąć samochody od kamienic i w ten sposób zrobić więcej miejsca pieszym. Na ul. Nowy Plac Targowy pieszym ma pozostać 2,7 m szerokości chodnika, a dalszy wjazd mają uniemożliwiać słupki. Na Targowej miasto planuje zostawić 4 metry chodnika, chociaż tutaj słupków nie będzie.
Niedawno poprawiane były chodniki w obrębie przystanków autobusowych na Krakowskim Przedmieściu. Nawierzchnia była tu pozapadana i po opadach tworzyły się kałuże, w których pasażerowie brodzili podczas wsiadania i wysiadania z pojazdów komunikacji miejskiej.