Uliczne latarnie mogą świecić krócej, a publiczne budynki mogą być słabiej ogrzewane. Samorządy kombinują jak zmniejszyć zużycie energii elektrycznej i cieplnej. Mają jednak dość ograniczone pole manewru.
– Tylko za pierwszy kwartał tego roku za oświetlenie uliczne zapłaciliśmy tyle, ile za cały ubiegły rok – przyznaje Beata Siedlecka, burmistrz Dęblina. Drastycznie rosnące ceny energii zmusiły ją do oszczędzania na oświetleniu. – Od miesiąca latarnie zapalają się o godzinę później, a wyłączają o godzinę wcześniej.
Latarnie świecą krócej także w Lublinie, gdzie stawka za megawatogodzinę prądu do ulicznego oświetlenia wzrosła od lipca o 345 proc. Więc rano lampy gasną o pół godziny wcześniej, wieczorem zapalają się o pięć minut wcześniej. Powinno to dać – jak wyliczył Ratusz – 170 tys. zł oszczędności miesięcznie. W pół roku ma się uzbierać milion.
– Na bocznych uliczkach po północy wyłączamy latarnie. Możliwe, że takich miejsc będzie musiało być więcej – obawia się burmistrz Biłgoraja, Janusz Rosłan.
Nad oszczędnościami myślą również władze Poniatowej. Tu latarnie mogą zgasnąć między północą a godz. 3 rano, gdy ruch na ulicach jest znikomy.
Podobnie jest w niewielkiej Izbicy w powiecie krasnostawskim, gdzie zaciskanie pasa zaczęło się już kilka miesięcy temu.
– Od maja oświetlamy tylko przebiegający przez teren naszej gminy odcinek trasy S17 i ruchliwą drogę w Tarnogórze. We wsiach latarnie nie świecą – przyznaje burmistrz Izbicy Jerzy Lewczuk. – Myślę, że taki stan rzeczy potrwa co najmniej do października. Na zimę chcielibyśmy uruchomić ponownie przynajmniej część oświetlenia. Jesteśmy w trakcie przetargu na wymianę lamp we wszystkich gminnych latarniach na ledowe. Liczę, że to pozwoli nam zaoszczędzić nawet 40 proc. wydatków – dodaje samorządowiec.
Nie tak jasno
Po inne rozwiązanie sięgnął Kazimierz Dolny, gdzie po godz. 23 latarnie świecą słabiej. O tym samym myśli Zamość.
– Zastanawiamy się, które latarnie ledowe będziemy ściemniać w okresie jesienno-zimowym – mówi nam prezydent Andrzej Wnuk.
Jego podwładni w piątek otworzyli oferty w przetargu na zakup prądu. Okazało się, że ceny wzrosną o 150 proc.
Podwyżek na razie nie obawia się Końskowola. – Mamy dobrą, wieloletnią umowę na dostawę energii elektrycznej, więc na razie tego problemu nie odczuwamy – stwierdza Mariusz Majkutewicz, zastępca wójta.
Spokojem cieszą się też Puławy, bo ich umowa obowiązuje do końca przyszłego roku, a do tego czasu już połowa miasta powinna być oświetlana energooszczędnymi lampami. Zachwalają je wszystkie samorządy, które zdecydowały się na ich montaż. Inne się do tego przymierzają.
– Przed nami wymiana oświetlenia – mówi Adam Rędzia, zastępca burmistrza Józefowa nad Wisłą.
Żeberka mniej gorące
Oszczędności konieczne będą także w przypadku ogrzewania. Ale tu nie chodzi wyłącznie o rosnące ceny (minister środowiska zapewnia, że nie będzie zgody na podwyżki większe niż 40-procentowe). Poważniejszym powodem są obawy o to, czy Polsce wystarczy gazu, bo Rosja przykręca kurek i nie wiadomo, czy nie zakręci go na dobre.
– Rozpoczęliśmy rozmowy w sprawie rozwiązań pozwalających ograniczyć pobór ciepła w obiektach zarządzanych przez miasto – przekazuje nam Anna Czerwonka z lubelskiego Ratusza. Z zadaniem mierzy się miejska spółka ciepłownicza.
– Jesteśmy na etapie analizy zużycia ciepła w obiektach oświatowych, ze szczególnym zwróceniem uwagi na te, w których są baseny – przyznaje Teresa Stępniak-Romanek, rzeczniczka Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej.
Swoje pomysły na oszczędność prądu i ciepła mają wskazać dyrektorzy biłgorajskich szkół i przedszkoli. Takie polecenie dostali od burmistrza.
– Wcale nie musi być tak, że każdym pomieszczeniu ma być 25 st. C. Uczniowie nie muszą siedzieć na lekcjach w koszulkach z krótkim rękawem. Przecież 20 stopni to wystarczająca temperatura – tłumaczy burmistrz Janusz Rosłan.
To samo słyszymy w Kazimierzu Dolnym.
– Staramy się pilnować tego, by w szkołach temperatura nie przekraczała zakładanych norm – mówi Bartłomiej Godlewski, zastępca burmistrza.
Również z Komisji Europejskiej słychać już zachęty, by mieszkańcy nie ogrzewali swoich mieszkań do temperatury wyższej niż 19 stopni. Jak duże może to przynieść oszczędności?
– Obniżenie temperatury wewnętrznej tylko o 1 stopień Celsjusza to oszczędności w zużyciu ciepła o ok. 5 proc. – wylicza rzeczniczka LPEC.