Rozmowa z Ryszardem Morawskim, zegarmistrzem z ul. ul. Narutowicza 13 w Lublinie.
– Miałem kiedyś kolegę, który pracował w zakładzie przy ul. Lubartowskiej. Gdy byłem wtedy w szkole średniej, to przychodziłem czasem i mu pomagałem. Zawsze pociągały mnie przekładnie, koła zębate. To był rok 1966, może 67. W 1972 r. zacząłem naukę zawodu, a po zdaniu egzaminu czeladnika, pracę. Zacząłem w tym samym miejscu, gdzie teraz jesteśmy.
• W tym samym pomieszczeniu?
– Tak, siedziałem dokładnie tu, gdzie dziś siedzę. Tylko lokal był większy, kilkanaście osób w nim pracowało. To była państwowa firma - "Jubiler”. Robiliśmy naprawy gwarancyjne dla całego województwa. Ludzie przyjeżdżali z Chełma czy Poniatowej. Był porządek. Klienta nie obchodziło, gdzie kupił zegarek, czy w Lublinie, czy w Gdańsku.
• A dziś?
– Dziś jak się rower zepsuje, to kupuje się nowy. Nie idzie się do warsztatu, tylko do marketu. Wszystko się wyrzuca, zatruwa środowisko. Ile ja miałem takich przypadków, że człowiek był w trzech zakładach i wszędzie mówili, żeby do śmieci wyrzucić i kupić nowy! Przecież klientowi nie można tego sugerować. Jak zechce, to sam sobie kupi nowy.
– To nie do końca prawda. Są ludzie, którzy nie wytrzymują bez zegarka. Mają po kilka sztuk: na co dzień, do kościoła, na wychodne. I wcale nie jest regułą, że jak ktoś ma telefon komórkowy, to już zegarka nie potrzebuje. Ja osobiście komórki się wstydzę. Jak jadę w autobusie, to nigdy nie odbieram. Uważam, że to niesmaczne.
• Reperuje pan tylko zegarki?
– Ludzie przynoszą też różańce czy okulary, do których trzeba przykręcić śrubkę, a optyk nie chce. A tu na przykład mam broszkę z kotkiem, któremu ogonek odpadł. Trzeba będzie przylutować.
• Sporo tu zegarów z kukułką...
–Bo ja te kukułeczki lubię. Choć to niewdzięczna robota. Pamiętam, że jak przyszedłem po egzaminie, to pierwsze pytanie było: Robisz kukułki? Jak powiedziałem, że robię, to tak się wszyscy cieszyli... To zawsze była moja pasja, coś, co mnie wciągało. Lubię pracę, która przynosi efekty. Coś było gratem, a potem chodzi, gada. Cyka z wdzięcznością.