W prywatnych autobusach miejskiej komunikacji już wkrótce mogą pojawić się bilety. Chce tego Inspekcja Transportu Drogowego, która zapowiada, że będzie kontrolować prywatnych przewoźników. - A na jakiej podstawie? - pytają przewoźnicy. Odpowiedzi nie ma.
Złotówka do ręki. I jazda.
- Na pewno spowolniłoby to obsługę pasażerów. Mogą być niezadowoleni - przyznaje Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina. - Ale w razie wypadku to właśnie bilet jest jedynym dokumentem upoważniającym do odszkodowania. Dlatego dobrze, by w prywatnych autobusach pojawiły się bilety - dodaje Rakowski.
Teraz rachunki (nie zawsze) dają tylko kierowcy komunikacji międzymiastowej i podmiejskiej. - Ale nie ma znaczenia, czy to jest komunikacja podmiejska czy miejska. Pasażer powinien dostać bilet - mówi Zbigniew Kubik, rzecznik lubelskiego oddziału Inspekcji Transportu Drogowego. Tym, którzy nie wydają druczków, grozi kara. 300 złotych. Prywatnych miejskich przewoźników wzięła już pod lupę inspekcja w Bydgoszczy. Sprawdza, czy pasażerowie dostają bilety.
- Nie słyszałem o przepisie, który zmuszałby mnie do wydawania biletów - irytuje się Marek Motyl, lubelski przewoźnik.
Pytana o przepisy Inspekcja Transportu Drogowego odsyła do urzędów skarbowych. - Nas interesują podatki. Czyli kasy fiskalne, które w komunikacji miejskiej nie są wymagane - mówi Adam Kaczorowski z Urzędu Kontroli Skarbowej w Lublinie. - Bilety to nie nasza sprawa.
Mimo to inspekcja zapowiada kontrole prywatnych przewoźników. A ci są zaskoczeni. Ale nie wszyscy opierają się przed wprowadzeniem biletów w swych pojazdach. - Nie ma żadnego problemu. Przy dużej liczbie biletów cena druku nie przekracza jednego grosza - mówi Edward Gorzel, współwłaściciel jednej z większych prywatnych firm przewozowych w Lublinie. - To nie jest żaden powód do podwyżek. Przecież nie podniosę ceny o grosz.