Rozpoczął się proces Nadii K., która po porodzie włożyła swoją córkę do kosza na śmieci. Kobieta odpowiada za usiłowanie zabójstwa. Noworodka udało się uratować dzięki interwencji świadków.
– Nie chciałam zabić córki – zapewniała przed sądem Nadia K. – W toalecie było mało miejsca. Nie miałam gdzie jej odłożyć. Chciałabym zabrać córkę i wrócić z nią na Ukrainę.
Dziewczynka przebywa w rodzinie zastępczej. Jej matka siedzi w areszcie i czeka na wyrok. Nadia K. ma już troje dzieci, które zostały na Ukrainie. W czerwcu ubiegłego roku kobieta przyjechała do Polski. Razem z siostrą pracowały przy sortowaniu owoców w zakładzie w Milejowie. Miały zostać do sierpnia.
Wyjeżdżając do Polski Nadia K. była w ósmym miesiącu ciąży. Powiedziała o tym wyłącznie ojcu dziecka.
– Kilka razy pytałam ją, czy jest w ciąży, ale zawsze zaprzeczała – zeznała w sądzie siostra 38-latki.
To ona odnalazła Nadię chwilę po tym, jak kobieta urodziła w zakładowej toalecie. Doszło do tego pod koniec lipca ubiegłego roku. Siostry pracowały na wieczornej zmianie. Około godz. 19. u Nadii K. pojawiły się bóle porodowe. Pół godziny później kobieta poszła do toalety i zamknęła się w jednej z kabin. Znalazła ją tam jej siostra. – Zobaczyłam jak poprawia ubranie. Na podłodze była krew. Pobiegłam po pomoc – zeznała.
Podczas śledztwa Nadia K. wyjaśniała, że odłożyła córkę do kosza, by nie kłaść jej na podłodze. Zapewniała, że ułożyła dziewczynkę w pozycji siedzącej, głową do góry. Zamierzała owinąć dziecko w koc i zanieść do hotelu pracowniczego. Nadia K. zapewniała również, że jej córka płakała zaraz po porodzie.
Inaczej zapamiętały to pracownice firmy, które wezwała na pomoc siostra oskarżonej. Z ich zeznań wynika, że dziewczynka leżała w koszu głową w dół. Nie dawała oznak życia.
Jedna z kobiet chwyciła dziewczynkę i zaczęła wdmuchiwać jej powietrze do ust. Reanimacja się powiodła. Dziecko zaczęło płakać. Kobieta zawinęła noworodka w fartuch i zaniosła do pokoju. Nadia K. przyglądała się temu w milczeniu.
– Nie pomyślałam wcześniej, żeby okryć dziecko przed odłożeniem do kosza. Gdybym to zrobiła, to byłoby inaczej – wyjaśniała śledczym Nadia K. – Nie zrobiłam jej nic złego. Chciałam, żeby ona żyła. Czekałam na nią.
Wezwani do zakładu ratownicy przewieźli noworodka do szpitala. Okazało się, że dziewczynka ma zapalenie płuc. Jej matka została zatrzymana. Biegli ocenili później, że kobieta jest poczytalna, ale ma niskie poczucie winy. Uznali jednak, że działała w pełni świadomie. Stąd zarzuty usiłowania zabójstwa oraz spowodowania choroby zagrażającej życiu
dziecka.
Nadia K. od początku śledztwa nie przyznawała się do winy. Wyjaśniła, że ukrywała ciążę, ponieważ obawiała się reakcji matki, która pomaga jej w opiece nad trojgiem starszych dzieci. Kolejna ciąża była wynikiem spotkań z nowym partnerem, z którym nie jest w stałym związku.