Dziesiątki osób poszukuje swoich psów, które uciekły przestraszone hukiem petard i sztucznych ogni
Jan Wilgat z Lublina kilka razy dziennie dzwoni do schroniska. Dał ogłoszenia w prasie, oblepił plakatami okoliczne słupy. - Wiedzieliśmy, że nasza suczka Koka panicznie boi się huku petard. Dlatego w sylwestrowy wieczór była na środkach uspokajających. Ale nic to nie dało. Wypuściliśmy ją do ogrodu dosłownie na chwilkę i akurat wtedy ktoś odpalił petardę. Koka przedostała się pod ogrodzeniem i uciekła w kierunku Górek Czechowskich. Do dziś się nie odnalazła.
Skutkiem bywają potrącenia przez samochód ale najczęściej zdarzają się zaginięcia. Pies odbiega od znajomych miejsc tak daleko, że nie jest w stanie samodzielnie wrócić do domu. - Nasza Greta odnalazła się dzięki pomocy cudownych ludzi, którzy okazali serce zziębniętemu, przerażonemu zwierzęciu - relacjonuje Danuta Olchowska-Kubik z Lublina. - Od razu zaopiekowali się pieskiem, wezwali pracowników schroniska. Chcieliśmy dziękować, odwdzięczyć się, ale powiedzieli tylko, że to był ich obowiązek. Taka postawa przywraca mi wiarę w człowieka!