Poniedziałek to dzień poselskich dyżurów. Powinni spotykać się z wyborcami i rozwiązywać ich problemy. Ale zastać parlamentarzystę w biurze terenowym,
to jak wygrać na loterii.- Czy jest pan poseł? - zapytaliśmy w biurze Janusza Palikota (PO). - Nie, dzisiaj go nie ma. - A kiedy przyjmuje? - Nie wiem. W tym tygodniu go nie będzie.
Spróbowaliśmy więc umówić się z Bolesławem Borysiukiem (Samoobrona). - Dzisiaj to niemożliwe, bo pan poseł ma załatwienia w Warszawie. - A w przyszły poniedziałek? - nie dawaliśmy za wygraną. - Może... - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Niektórzy posłowie postanowili ułatwić sobie życie, co nie znaczy, że ułatwili je wyborcom. Zgodnie z tradycją przyjmują interesantów w poniedziałek. Ale tylko w jeden poniedziałek w miesiącu. - Pan poseł chyba jest gdzieś na terenie miasta, ale przyjmuje w pierwszy poniedziałek miesiąca - poinformował nas pracownik biura Wojciecha Romaniuka z Samoobrony. Także asystent Szczepana Skomry (SLD) poinformował nas, że pan poseł może znaleźć czas dla wyborcy w trzeci poniedziałek miesiąca, od godziny 14. - A jak długo przyjmuje? - Godzinę, dwie. Zależy, ilu interesantów przyjdzie - odpowiedział pracownik biura.
Najmniej los wyborców z Lubelszczyzny obchodzi Wojciecha Wierzejskiego. Nie dość, że nie ma biura ani w Lublinie, ani w Białej Podlaskiej, skąd pochodzi, to jeszcze nie można go znaleźć w Warszawie. Bo stołeczne biuro nieustraszonego pogromcy gejów nie jest jego biurem. Wbrew temu, co można przeczytać na internetowej stronie posła. A pracownik, z którym udało się nam porozmawiać w prawdziwym biurze, odesłał nas do asystenta Wierzejskiego. Ten jednak nie odbierał telefonu.
Wczoraj, w dniu dyżurów poselskich, Krzysztof Michałkiewicz (PiS) odwołał wszystkie spotkania z wyborcami, Stanisława Żmijana (PO) w biurze nie było, Tomasz Dudziński (PiS) przełożył dyżur na środę, bo w niedzielę wrócił późno z Brukseli i samochód mu się zepsuł. A Henryk Smolarz (PSL) był wczoraj chory.