Blues Brothers, Vanilla Cafe i Rock Pub Ramzes to tylko niektóre z lokali, które poinformowały o zamknięciu. Część przedsiębiorców jeszcze walczy i liczy na to, że prowadzone przez nich działalności nie zostaną zlikwidowane. Nowych właścicieli szuka m.in. Heca. Wciąż nie poddaje się też szef BB, który stworzył nowe wyjątkowe miejsce – Ale nie wiem na ile wystarczy mi sił – przyznaje
Już w czwartek na pożegnalną imprezę zaprasza Rock Pub Ramzes, który po ponad 27 latach istnienia oficjalnie ogłosił zamknięcie.
– Trzeba powiedzieć, że były próby wynajęcia lokalu i prowadzenia go dalej w tej czy innej formie, lecz nic z tego nie wyszło. Rzeczywistość i otoczenie biznesowe dla gastronomii bardzo się zmieniły ostatnio na gorsze. Koszty rosną w niespotykanym tempie i nie widać jakichkolwiek przesłanek dla poprawy i zmiany na lepsze, a PESEL mówi, że czas zwolnić tempo. Dziękuję wszystkim bywalcom za tysiące udanych imprez, koncertów, jam session, urodzin, imienin, wieczorów kawalerskich, panieńskich oraz zwykłych spotkań i rozmów przy barze. Pozostaną wspomnienia, zdjęcia i filmy – informuje właściciel.
Przed nowym rokiem pożegnała się Vanilla Cafe, która przy lubelskim Krakowskim Przedmieściu funkcjonowała od 2002 roku. Wciąż funkcjonować będą jedynie jej punkty cukiernicze przy ul. Krakowskie Przedmieście 12, Koncertowej 4D oraz Tarasowej 1.
Nadzieję na to, że to nie koniec lokalu przy ul. Hipotecznej wciąż mają właściciele kawiarni Heca. Oficjalnie na ten temat rozmawiać nie chcą. Na swoim facebooku informują, że nie mogą prowadzić już lokalu „ze względów prywatnych i rodzinnych” dlatego chcą go odstąpić. W pakiecie m.in. pełne wyposażenie oraz wyłączne prawo do logo.
– Mamy wielką nadzieję na to, że z nowym rokiem Heca zyska nowych wspaniałych właścicieli i nadzieję na lepsze kawiarniane życie – piszą
Nowy początek
Już na początku listopada nowych właścicieli poszukiwał Blues Brothers Pub. Ogłoszono wtedy możliwość przejęcia „tradycji i całej schedy dotyczącej prawie 20 letniej historii baru”. Do oddania była aranżacja, sprzęt, dokument ale też fanpejdż i know-how. Nikt się tego jednak nie podjął.
– Blus Brothers był miejscem wyjątkowym. Bardzo chętnie odwiedzanym ale też docenianym. Na przykład w 2017 r. byliśmy wymienieni w przewodniku easy Jet, jako miejsce, które będąc w Lublinie trzeba koniecznie odwiedzić – opowiada Krzysztof Twaróg, właściciel BB. – Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem pandemii. Po lock downie jako pierwsze otwarto kawiarniane ogródki. My takiego nie mieliśmy więc wielu naszych gości wybierało inne lokale. Gdy można było już wchodzić do środka, zostali już gdzie indziej.
Wtedy Krzysztof Twaróg uznał, że musi zmienić swój sposób na życie i znalazł „normalną” pracę. Pasji do przyjmowania gości jednak nie stracił.
– Kiedy zmieniła się sytuacja gospodarcza i znacznie wzrosły koszty prowadzenia działa uznałem, że nie dam już rady prowadzić BBP. Chciałem znaleźć nowych właścicieli. Na koniec nie chciałem nawet odstępnego. Zależało mi po prostu na tym, żeby to miejsce nie umarło. W tak trudnej sytuacji ekonomicznej, z jaką mamy dziś do czynienia nikt się tego jednak nie podjął – opowiada. – Wybuch wojny uświadomił mi, że o marzenia trzeba walczyć i się o nie starać, a zawsze chciałem odnosić się swoją pracą do pasji historycznej, dać coś Lublinowi i sobie przy okazji i tak powstał Cyngwajs przy ul. Szewskiej.
BBP miał 80 mkw. Kawiarenka ma ich 35.
W kawiarni można zjeść wyjątkowe żydowskie ciastka hamantasze i rugelachy; spróbować wyjątkowych likierów powstających na podstawie cudem odnalezionych XIX-wiecznych recepturach oraz spróbować kawy parzonej w syfonie – wyjątkowym urządzeniu, w którym napar powstaje na prawdziwym ogniu, co przypomina nieco doświadczenia alchemiczne.
– Bo ja jestem takim trochę z zamiłowania gastronomem, a trochę historykiem. Stąd na zdjęciach lokalu mamy stary Lublin. Stąd dużo o historii mówimy. Ciekawa jest nawet sama historia budynku, w którym działamy. Kamienica była budowana jako żydowski hotel, który nigdy jednak nie został oficjalnie otwarty. Wiele wskazuje na to, że była wykorzystywana jako miejsce uciech. Takie też było jej przeznaczenie podczas pobytów w Lublinie armii austrowęgierskiej, niemieckiej i Czerwonej – opowiada Twaróg. – A co do gości? W weekendy jest dużo turystów z Warszawy, Poznania, Wrocławia. Mówią, że gdybym działał w ich miastach drzwi mojego lokalu nie zamykałyby się. Tymczasem ja walczę o każdego klientów, bo jest u mnie pusto. Żeby móc prowadzić Cyngwajs muszę pracować też na etacie. Nie wiem, jak długo wystarczy mi sił.