Kierowca ciężarówki z Lublina, który w zeszłym tygodniu spowodował śmiertelny wypadek pod Londynem, przedwczoraj stanął przed angielskim sądem. – Ale do tej pory nie wiemy, jaki zapadł wyrok – rozkłada ręce żona mężczyzny. – W polskim konsulacie niczego nie wiedzą. Mało tego. Nawet się z nim nie skontaktowali!
Przypomnijmy. W zeszły czwartek Stanisław B. uczestniczył w tragicznym wypadku na autostradzie M11 koło Londynu. Prowadzony przez niego tir staranował znajdujący się na poboczu samochód osobowy, w którym było dwoje młodych Węgrów. Oboje zginęli
na miejscu.
We wtorek lublinianin stanął przed sądem magistrackim w Harlow. – Nie mamy pojęcia, jaki zapadł wyrok – żali się Jolanta B., żona mężczyzny. – Cały czas dzwonimy do polskiego konsulatu, ale tam też nic nie wiedzą.
– Czekamy na informacje od brytyjskiej policji – wyjaśnia Ireneusz Truszkowski, polski wicekonsul w Londynie. – Na razie przekazali nam raport ze wszystkiego, co działo się do wtorku. Ale o wyniku rozprawy jeszcze nas nie poinformowali.
Rodzina lublinianina jest oburzona, że konsulat tak podchodzi do jego sprawy. – Nawet się z nim nie skontaktowali – mówi żona. – A przecież bez pośrednictwa konsulatu, my nie jesteśmy w stanie niczego zrobić.
– Próbujemy się porozumieć z prawnikiem Stanisława B. – mówi Truszkowski. – Wtedy będzie łatwiej skontaktować się z zatrzymanym.
Polski MSZ broni konsulatu. – Jeżeli mężczyzna ma pełnomocnika, organy ścigania tylko jemu będą przekazywały pełne informacje na bieżąco – tłumaczy Leszek Kowalski, naczelnik Wydziału Opieki Konsularnej w MSZ. – Rodzina musi być w stałym kontakcie z konsulatem. Wszystko powinno się wkrótce wyjaśnić.