Ponad 200 żołnierzy z naszego regionu jest już na poligonie w Nowej Dębie. Szkolą się przed wyjazdem na Bałkany. Bo od kwietnia 3. Brygada Zmechanizowana przejmie dowództwo nad polskimi siłami w Kosowie.
Nasi żołnierze będą stanowili trzon Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Siłach NATO (KFOR). W 300-osobowym kontyngencie 2/3 żołnierzy będzie pochodziło z Lubelszczyzny. - Wysyłamy tam cały 1. Batalion Zmechanizowany - mówi kpt. Dariusz Drączkowski, oficer prasowy 3. Brygady. Mało tego. Dowódca batalionu, ppłk Mariusz Gałęziowski, obejmie dowodzenie nad całym kontyngentem.
Wojskowi z naszego regionu będą w Kosowie wspierać pomoc humanitarną, pomagać organizacjom pozarządowym, a także uczestniczyć w patrolach i akcjach. Też tych najbardziej niebezpiecznych, bo polscy wojskowi należą do grup szybkiego reagowania.
Rozpoczął się ostatni etap przygotowań. - Żołnierze szkolą się na poligonie w Nowej Dębie - wyjaśnia Drączkowski. - Na święta wrócą do domów, a potem trafią do naszej bazy w Zamościu. Tam będą aż do samego wyjazdu.
W kwietniu będą już w Kosowie. Trafią do amerykańskiej bazy Camp Bondsteel, gdzie polski batalion ma kwaterę. Pod ich "opieką” będzie m.in. cały pas graniczny z Macedonią, jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Kosowie. - Chociaż trudno mówić, że gdziekolwiek w Kosowie jest bezpiecznie - zaznacza jeden z żołnierzy lubelskiej brygady, który służył tam rok temu. Czyli wtedy, gdy Kosowo ogłaszało niepodległość.
17 lutego parlament w Prisztinie zdecydował o zerwaniu federacji z Serbią i ogłosił niepodległość. Nie uznali tego Serbowie, dla których Kosowo jest tym, czym dla Polski Śląsk albo Pomorze. Rozpoczęły się zamieszki, w których kilka osób zginęło, a kilkaset zostało rannych.
Veljko Nikitović, serbski piłkarz Górnika Łęczna, uważa, że wyjazd polskich żołnierzy jest niepotrzebny. - W Kosowie pozostało już bardzo mało Serbów i jest coraz spokojniej - wyjaśnia. - Według mnie, żołnierze powinni pozostać w Polsce.